Chwilami zastanawiam się jak odbierają Cię inni. Co widzą ludzie, którzy kojarzą Cię zaledwie przelotnie, ale również ci, których znasz trochę lepiej i dłużej. Co myślą? Dziwak, niedzisiejszy, nieprzystający do naszych czasów, ekscentryk, za późno urodzony, niemodny, niedostosowany? Bez znaczenia. Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, gdy myślę o Tobie jest słowo „wolny”. Widzę w Tobie człowieka, który często idzie pod prąd, wbrew wskazówkom czy sugestiom. Człowieka podążającego swoją drogą, przez wielu zupełnie nierozumianą.
Wielu dziwi chociażby Twoje podejście do pracy. Lubisz robotę na powietrzu, często ciężką, nierzadko nużącą. Zmęczyć się, spocić i poczuć każdy mięsień. Twoje siekiery w kilku rozmiarach, z grabowymi toporzyskami robią wrażenie. Jeśli masz rąbać drewno, to tylko nimi. Na uboczu leży piła spalinowa, którą na pewno jest szybciej, ale niestety też głośno i śmierdząco. Zresztą, Ty się nie spieszysz. Uderzenie za uderzeniem, rytmiczny ruch rąk, trzask drewna, drgające powietrze.
Można z Tobą godzinami rozmawiać o drewnie i siekierach, ale również o naturze, sporcie, książkach… i wreszcie o człowieku. Można z Tobą podróżować bez końca, nie nudząc się ani przez chwilę. Uwielbiasz chodzić. Zawsze chętniej wybierzesz kilka kilometrów marszu niż kilkanaście minut podróży autobusem czy samochodem. A jeśli podróżować, to koniecznie z aparatem fotograficznym. Twoje postrzeganie świata przez szkło obiektywu jest mi bardzo bliskie. Doceniam godziny spędzone nad mapami i setki kilometrów w nogach, by znaleźć ten kadr, ten pejzaż, te rośliny. W mrozie i w upale, w deszczu i w słońcu, w ciszy zimowego lasu lub harmidrze komarów i much, tnącym letnie powietrze.
Do wysokich butów z grubej skóry nosisz onuce. Masz ich kilka par. Najwygodniejsze są te różowe, z miękkiej tkaniny, które łatwo owinąć wokół nóg. Kto dziś nosi onuce? Dlaczego Ty? Patrzę jak skrupulatnie je zakładasz, jak wciągasz wojskowe buty, zarzucasz na ramię zielony chlebak pamiętający czasy przebrzmiałej komuny i idziesz w las, by żyć.