Jacek Feduszka – ukończył historię i uzyskał tytuł doktora na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Starszy kustosz w Zamojskim Muzeum oraz wykładowca na Akademii Zamojskiej w Zamościu. W latach 1990-1994 radny miejski z ramienia Komitetu Obywatelskiego, w latach 1992-1993 wiceprezydent Miasta Zamość. Autor książek Twierdze Modlin, Serock, Zamość w planach strategicznych powstania listopadowego (2002), Przyłączenie Zamościa do Księstwa Warszawskiego w 1809 roku – wybór tekstów z XIX i XX wieku (2009), Zamojszczyzna w kulturze i historii Polski (2010), Zarys historii miasta i jego mieszkańców od XVI do XX wieku (2021), Ród Zamoyskich herbu Jelita (2022), Jan Zamoyski (1542-1605) Kanclerz i Hetman Wielki Koronny (2023), Akademia Zamojska (1594-1784). Szkice historyczne (2024). Autor scenariuszy do wielu wystaw muzealnych, publikacji naukowych i stałego cyklu artykułów dotyczących historii w „Tygodniku Zamojskim”. Uhonorowany nagrodą „Ambasador Kultury Zamościa” za 2023 rok. Pasjonat numizmatyki i członek Międzynarodowego Towarzystwa Napoleońskiego.
Jesteś historykiem z wykształcenia i Twoje życie zawodowe związane jest z tą dziedziną. Kiedy pojawiło się u Ciebie zainteresowanie historią?
Dość wcześnie. Mój ojciec pasjonował się przeszłością, również przeszłością naszej rodziny i wiele mi opowiadał. Natomiast największy wpływ na moje zainteresowania niewątpliwie miała szkoła, już podstawowa, ale przede wszystkim średnia, w której historii uczyła mnie nieżyjąca pani Aleksandra Witkowska. Chodziłem do klasy humanistycznej, gdzie prawie wszyscy moi koledzy pasjonowali się przeszłością. Maturę zdawałem w 1982 roku, czyli w czasach skłaniających do rozmów i odniesień do przeszłości. Był to czas, kiedy historia przekładała się na ówczesną teraźniejszość, dosyć trudną dla Polski i Polaków. Chyba już wtedy kształtowały się moje późniejsze zainteresowania czyli wiek dziewiętnasty, powstania narodowe, wielka emigracja. Głównym kierunkiem moich badań jest powstanie listopadowe, ale równolegle lubię wędrować i odpoczywać w innych epokach historycznych.
W jakiej epoce odpoczywa Ci się najlepiej?
Pierwotnie miałem zamiar zajmować się Średniowieczem. Jeśli mam czas, żeby się oderwać od wszystkiego dookoła, to czytam o tych czasach. Ostatnio to była biografia Ryszarda Lwie Serce. Mam również sporo materiałów na temat wypraw krzyżowych czy zakonów rycerskich. Ta pasja sięga dzieciństwa i zrodziła się po lekturze pewnej książki popularnej, na podstawie której powstał bardzo dobry serial dla młodzieży, czyli Pan Samochodzik i Templariusze Zbigniewa Nienackiego. Zaczytywałem się całą serią o Panu Samochodziku mając dziesięć, jedenaście lat. Na studiach próbowałem zapisać się na seminarium poświęcone Średniowieczu, ale nie zdołałem, bo było bardzo dużo chętnych. Wybrałem więc epokę napoleońską i wiek dziewiętnasty, które również leżały w kręgu moich zainteresowań.
Jednak przede wszystkim interesuje mnie historia Zamościa. To na pewno jest efekt ukończenia takiej, a nie innej szkoły średniej i tego, że historia Zamościa zawsze była obecna w mojej rodzinie, chociażby w opowieściach moich dziadków, szczególnie babci od strony mamy. Jest to oczywiście historia bardzo trudna, wojenna, bo całą wojnę moja babcia spędziła z dziećmi w Zamościu, pod okupacją niemiecką, najdrastyczniejszą chyba jaką można sobie wyobrazić. Te opowieści mocno do mnie przemawiały. Z drugiej strony poznawałem różnych ludzi, którzy byli związani z Zamościem właściwie przez całe swoje życie.
Należysz do osób, które o przeszłości mogły słuchać bezpośrednio od babci, dziadka czy taty. Czego dowiedziałeś się o swojej rodzinie?
Zdołałem zebrać to, co opowiadali mi przedstawiciele mojej rodziny i co ojciec starał się zapisać. Jeżeli chodzi o rodzinę od strony taty, to pochodzi ze Stanisławowa, obecnie to jest Iwano-Frankiwsk. Później wojenna historia doprowadziła ją do Rawy Ruskiej i stamtąd na Zamojszczyznę. Rodzina o nazwisku Feduszka to niewielka grupa ludzi, której rodowód jest kresowy, związany nie tylko ze Stanisławowem, ale historycznie rzecz ujmując nawet z województwem brzeskolitewskim czyli pograniczem dzisiejszej Ukrainy i Białorusi. Jeżeli chodzi o zawody wykonywane przez moich przodków ze strony ojca, to byli stolarze czy twórcy mebli ozdobnych uczący się w renomowanych lwowskich szkołach rzemieślniczych. Natomiast mój dziadek był zawodowym kolejarzem. Różne wydarzenia, szczególnie druga wojna światowa rozrzuciła rodzinę. Część jest na tak zwanych ziemiach odzyskanych, część młodszego pokolenia mieszka za granicą, a moja najbliższa rodzina jest w Szczebrzeszynie.
A co wiesz o rodzinie ze strony swojej mamy?
Rodzina mojej mamy przybyła tutaj przed wojną, w latach trzydziestych. Dziadek został zakontraktowany jako oficer w garnizonie zamojskim. Rodowód mojej rodziny od strony mamy jest toruński. Dziadek pochodził z kielecczyzny, służył w wojsku w Toruniu. Był wykładowcą w Szkole Podchorążych Artylerii w Toruniu. Moja babcia pochodzi z Wąbrzeźna. Toruń był dla niej miejscem edukacji, a później poznała tam swojego męża. Jako żona podoficera i później oficera przeszła całą drogę zmiany garnizonów. Moja mama była ich najmłodszą córką. Urodziła się w Toruniu.
Jesteś Zamościaninem z urodzenia. Rodzice poznali się w Zamościu?
Tak. Ojciec trafił do Zamościa pracując jako księgowy w nieistniejącym już Nadleśnictwie Zamość. Zaczynał swoją pracę zawodową w Zwierzyńcu, również w nadleśnictwie, jako praktykant i później, po ukończeniu studiów, jako księgowy. Mama miała wykształcenie handlowe. Pracowała w wydziałach finansowych, między innymi w przedsiębiorstwie Miejski Handel Detaliczny, później w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych jako kierownik kadr, następnie w Wojewódzkim Zakładzie Weterynarii w Zamościu
Kiedy się poznali, to był przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, taki przaśny socjalizm. Urodziłem się w Zamościu, chodziłem tu do szkoły, tutaj zdałem maturę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Zamoyskiego. Konsekwencją tego wszystkiego było zainteresowanie przeszłością Zamościa, na czele z postacią Jana Zamoyskiego, którego ostatnio starałem się opisać w sposób popularny i myślę, że to w jakiś sposób mi się udało. Napisanie doktoratu czy innych tekstów naukowych rozbudziło we mnie chęć pisania w sposób popularny dla tych, którzy stykają się z historią po raz pierwszy albo znają ją raczej z opowieści rodzinnych, opowieści legendarnych czy ostatnio bardzo modnych legend miejskich. Moje publikacje są wprowadzaniem na tor, który pokazuje jak mogło być rzeczywiście, bo piszę je oczywiście w oparciu o źródła naukowe. Podejście naukowe jest istotne, ale ważne jest również to popularnonaukowe, czy nawet literatura popularna w sensie powieściowym. Sporo jest ostatnio powieści opartych o historię Zamościa albo takich, w których przeszłość jest pretekstem do opisania pewnych rzeczy fikcyjnych.
Wspomniałeś o doktoracie. Opowiedz proszę o drodze, która do niego prowadziła.
Po maturze próbowałem dostać się na studia w Krakowie, ale nie udało mi się. Wszystko szło dobrze aż do egzaminu ustnego. Dostałem pytanie, na które odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Dotyczyło zbrodni katyńskiej. Potem miałem roczną przerwę, którą wykorzystałem na naukę w Studium Nauczycielskim w Zamościu. Przez kolejne pięć lat studiowałem historię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Moja praca magisterska była związana z powstaniem listopadowym, konkretnie powstaniem 1830-1831 w województwie płockim. To była praca w oparciu o materiały archiwalne zgromadzone w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie i relacje pamiętnikarskie. Magisterium było wstępem do tych głębszych zainteresowań, których konsekwencją był doktorat napisany kilka lat później, dotyczący kwestii militarnych, dokładnie strategii działań operacyjnych w trakcie powstania listopadowego, ale odnoszących się w dużej części do Zamościa. Pisałem o twierdzach: Modlin, Zamość i Serock w planach strategicznych i operacyjnych powstania. Oczywiście tematyka wychodziła dalej, bo były również informacje dotyczące funkcjonowania tego typu obiektów obronnych zarówno w teorii militarnej dziewiętnastowiecznej Europy, jak również w planach powstania powszechnego.
Co Cię tak urzekło w powstaniu listopadowym, że poświęciłeś mu pracę magisterską i doktorat?
Urzekł mnie Zamość, jako najdłużej broniona twierdza i osoby, które w znakomity sposób zapisały się w jego obronie. Wśród nich przede wszystkim komendant, który prowadził obronę czyli pułkownik, później generał, Jan Krysiński – postać bardzo mało znana, z pochodzenia Żyd, frankista. W samej twierdzy znaleźli się niezwykli ludzie o różnym rodowodzie. Mnie szczególnie interesowali inżynierowie, którzy uczestniczyli w korpusie inżynierów twierdzy, jak również ochotnicy, którzy przybyli tu z tak zwanych ziem zabranych, w tym wspaniali poeci romantyczni, jak Franciszek Kowalski i Maurycy Gosławski. Ta formacja ochotników, broniących twierdzy przed wojskami rosyjskimi, składała się z młodych ludzi, z których większość nie miała ukończonego dwudziestego piątego roku życia. Historia powstania listopadowego na tym obszarze to nie tylko historia Zamościa, ale z geograficznego punktu widzenia, również Roztocza, co bardzo mnie zainteresowało. Materiał zgromadzony przeze mnie na podstawie źródeł polskich i obcych, bo miałem okoliczność pracować również na źródłach Biblioteki Polskiej w Paryżu, to były głównie wspomnienia. Już po napisaniu i obronieniu doktoratu ten materiał przyrastał, jest go sporo i mam nadzieję, że na 200-lecie powstania listopadowego, które przypada w 2030 roku, uda mi się powrócić do tego tematu i przywrócić pewne teksty do ogólnego obiegu.
Zamierzasz wydać książkę na ten temat?
Tak. To jest materiał, który zbierałem przez wiele lat. Część weszła do doktoratu, część do obiegu naukowego, ponieważ napisałem kilka artykułów o charakterze naukowym. Z tym tematem wiąże się również historia okresu napoleońskiego. To właśnie od zainteresowań okresem cesarstwa zrodziło się zainteresowanie powstaniami, to jest pewna konsekwencja. Zamość też był doświadczony w tym czasie na najróżniejszym poziomie. Są unikalne wspomnienia dotyczące miasta z tego okresu, ale niepublikowane czy niewznawiane. Staram się tym zajmować również w ramach pracy muzealnej, bo trzeba podkreślić, że mam doświadczenie z dwóch stron, czyli z pracy naukowej nad tekstem źródłowym oraz z pracy nad próbami pokazania tego w formie ekspozycji czy wystaw muzealnych.
Zasadnicze tematy, którymi się zajmowałem miały lub mają swoją wersję wystawienniczą, z których część zachowała się w formie katalogów. Na przykład duża wystawa dotycząca ważnej dla Zamościa daty czyli roku 1809, kiedy Zamość został wyzwolony, spod ponad trzydziestoletniego panowania austriackiego, przez wojska księcia Józefa Poniatowskiego, które zdobyły wówczas miasto. Te zagadnienia prezentowałem również na forum międzynarodowym, ponieważ jestem członkiem wspierającym Międzynarodowego Towarzystwa Napoleońskiego.
Czym zajmuje się to towarzystwo?
Jego powstanie zainicjował fan Napoleona, który mieszka w Kanadzie. Zostało założone w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i funkcjonuje do dzisiaj. Kultywuje pamięć, przede wszystkim o Napoleonie oraz zajmuje się badaniami na temat cesarza, jak też epoki napoleońskiej, a także publikuje teksty naukowe dotyczące tej epoki. Co pięć lat odbywają się kongresy towarzystwa, z których ostatni miał miejsce we Włoszech. Jeden odbył się na wyspie świętej Heleny, w ostatnim miejscu odosobnienia cesarza. Uczestniczyłem w piątym kongresie, który został zorganizowany w Polsce, w Słupsku. Wówczas tematem wiodącym była tak zwana kampania Polska w latach 1806 i 1807, po której powstało Księstwo Warszawskie.
Wiem, że masz mundur z XIX wieku. Pochodzi właśnie z epoki napoleońskiej?
Jest to właściwie własność Muzeum Zamojskiego w Zamościu będąca rekonstrukcją munduru 5 Pułku Ułanów z okresu powstania listopadowego, formacji ochotniczej uformowanej za pieniądze rodziny Zamoyskich w powstaniu. Pułk nie uczestniczył w obronie Zamościa. Walczył na innych polach bitew powstania, między innymi w bitwie pod Ostrołęką. Od czasu do czasu wkładając ten mundur wcielam się w mincerza w ramach pokazu bicia monet z oblężenia Zamościa, jakie wyemitowano w 1813 roku.
Wspomniałeś rok 1809 jako niezwykle ważny dla Zamościa. Gdybyś zechciał spojrzeć na historię miasta i pokusić się o wybranie najważniejszych momentów w jego dziejach, to jakie byś wybrał?
Przede wszystkim jest to sam fakt powstania Zamościa czyli akt lokacji miasta z 1580 roku, projekt miasta i pierwsza jego realizacja z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVI wieku. Pomysł wyszedł od Jana Zamoyskiego, niewątpliwie osoby najważniejszej w historii Zamościa. Fascynująca jest historia zbudowania pewnej koncepcji miasta oraz jej realizacji przez Bernardo Moranda i jego współpracowników. Zawsze podkreślam, że Morando sam nie zrealizował projektu, natomiast był mózgiem tego przedsięwzięcia. Pierwsze dwadzieścia lat budowy wszystkiego od początku to niewątpliwie kluczowy moment, którego dopełnienie miało miejsce w pierwszym dwudziestoleciu XVII wieku.
Drugim najważniejszym momentem jest ufundowanie w Zamościu szkoły wyższej. Od początku Akademia Zamojska szczyciła się wysokim poziomem przekazywania wiedzy, co czyniła w sposób bardzo nowoczesny. Oczywiście Akademia nie wzięła się znikąd. Wcześniej działała szkoła przykościelna, przekształcona potem w gimnazjum, które dało podstawy pod ufundowanie akademii. Program edukacyjny zaproponowany przez Jana Zamoyskiego był ściśle związany z religią i kościołem katolickim, ale z drugiej strony był bardzo otwarty na nowe elementy. Według badaczy organizacyjnie Akademia przypominała francuskie kolegium królewskie. Ja jestem zwolennikiem koncepcji, że to wzory włoskie były podstawą i oparciem dla metod przekazywania wiedzy, głównie z zakresu prawa czy retoryki, które miały być istotnym elementem kształcenia. Kluczowe dla edukacji w Akademii Zamojskiej były również ówczesne badania naukowe. Szkoda, że trwały dosyć krótko, bo poziom, jaki zaproponował Jan Zamoyski i przede wszystkim grono wykładowców, które zostało dobrane przez Szymona Szymonowica, najważniejszą po Zamoyskim postać przy organizacji szkoły, dawały gwarancję wysokiej jakości edukacji. W realizacji badań naukowych z zakresu filologii klasycznej czyli badań nad rękopisami greckimi i rzymskimi, ośrodek zamojski był jednym z najważniejszych nie tylko w Polsce, ale w Europie.
Szkoda tej utraconej rangi. W 2021 roku reaktywowano Akademię Zamojską na bazie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Uważasz, że jest szansa na stworzenie tu znaczącego ośrodka akademickiego?
Nawiązanie do Akademii Zamojskiej, przede wszystkim jako ośrodka badań naukowych jest możliwe. Trzeba czasu na zbudowanie szkoły wyższej sięgającej do tradycji Akademii Zamojskiej i stworzenie możliwości kształcenia na najwyższym poziomie. Jestem wykładowcą Akademii Zamojskiej i myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Już teraz pełne magisterskie studia prawnicze można odbyć w Zamościu, właśnie w Akademii. Oczywiście to nie stanie się od razu, na to trzeba zapracować i pracujemy. Dużą rolę odgrywają działania Wydawnictwa Akademii Zamojskiej. Istotne znaczenie ma też zakres badań jakie są prowadzone bądź jakie będą prowadzone w Akademii Zamojskiej. Jestem optymistą w tym względzie.
Wróćmy do kluczowych momentów w historii miasta.
Jednym z nich jest wspomniany już rok 1809, który zupełnie zmienił charakter Zamościa. Po pierwszym rozbiorze Polski miasto znalazło się pod panowaniem austriackim i zupełnie straciło swoje możliwości gospodarcze i handlowe. Określona polityka władz austriackich sprawiła, że ten obszar włączony w organizm cesarstwa austriackiego miał spełniać zupełnie inną rolę, ale do końca nie było jasne, jaka ta rola miała być. Nie wchodziła w grę sytuacja, że Zamość będzie twierdzą, bo stracił na znaczeniu militarnym. Ale również pod względem gospodarczym sprowadzono miasto do ośrodka prowincjonalnego, właściwie zaopatrującego czy zabezpieczającego najbliższą okolicę. Rok 1809 istotnie wpłynął na historię miasta, bo Zamość wchodząc w granice Księstwa Warszawskiego zyskał przede wszystkim na znaczeniu militarnym i to jest rzecz najważniejsza, choćby w kontekście ogólnoeuropejskim. Nawet Cesarz Napoleon był zainteresowany Zamościem jako obiektem obronnym. Oczywiście później stracił to zainteresowanie, ale to już było po upadku fatalnej koncepcji uderzenia na Rosję. Wejście Zamościa w XIX wiek przyniosło zmianę charakteru miasta i składu jego mieszkańców. Sytuacja pogłębiła się w 1821 roku, w momencie sprzedaży miasta przez Stanisława Kostkę Zamoyskiego. Zamość miał stać się twierdzą i ciężkim więzieniem, co wywołało kompletną destrukcję miasta.
Na czym ona polegała?
Pod względem architektonicznym, mimo że sam plan miasta nie ulega zmianie, wszystko było zamknięte w fortyfikacjach, w ich wewnętrznym pierścieniu. Zmienił się charakter budynków i ich kształt, dodano obiekty szpecące całość rozwiązania. Nastąpiła generalna przebudowa Pałacu Zamoyskich, który w poprzednim wieku wyrastał na śliczną rezydencję w typie francuskim. Podjęto decyzję o usunięciu dekoracji obecnej katedry zamojskiej, wcześniej kolegiaty, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Jest to przykład skrajnego barbarzyństwa ze strony Wielkiego Księcia Konstantego Pawłowicza, naczelnego dowódcy wojsk Królestwa Polskiego, które zostało bez reakcji ze strony choćby namiestnika Królestwa Polskiego, generała Józefa Zajączka, który przecież znał Zamość. To jest wymiar tej destrukcji.
Trudno mówić o ochronie zabytków?
Wtedy nikt o tym nie myślał. Chociaż w latach pięćdziesiątych XIX wieku jednym z odwiedzających Zamość naukowców był konserwator zabytków Galicji Zachodniej, Mieczysław Ludwik Potocki. Jako pierwszy opisał Zamość i wskazał miejsca, które mają wyjątkowe znaczenie, również pod względem zachowania pamiątek przeszłości. Miasto było mu pokazywane przez pasjonatów historii, przede wszystkim księdza Kulaszyńskiego, kanonika i proboszcza kolegiaty zamojskiej. Wtedy Zamość jeszcze funkcjonował jako twierdza, jeszcze był pod zarządem wojskowym, natomiast on dostrzegł te cenne elementy przeszłości i opisał je.
Kiedy Zamość przestał być twierdzą?
To kolejna kluczowa data, rok 1866, kiedy Zamość przestaje być twierdzą i staje się miastem otwartym. To jest przełom, który dla historii miasta w mojej ocenie ma istotne znaczenie. Zamość przestał byś postrzegany jako obiekt obronny. Na szczęście dla dzisiejszych konserwatorów i tych którzy chronią zabytki, mimo likwidacji twierdzy, m.in. poprzez wysadzanie w powietrze obiektów obronnych, zachowała się większa część układu obronnego. Otwarcie miasta pozwoliło na rozwój gospodarczy i terytorialny miasta. Zamość zwiększył liczbę mieszkańców. Druga połowa XIX wieku to okres wzrostu jego znaczenia gospodarczego.
Te zmiany poprzedziły oczywiście wydarzenia powstania styczniowego 1863 roku. Wówczas dla Zamościa i jego roli w tym zrywie narodowym ważne było istnienie znakomicie zakonspirowanych ogniw organizacji narodowej, konspiracji w twierdzy zamojskiej, która nigdy nie została przez Rosjan odkryta. Rosjanie nie wiedzieli, kto należał do tej organizacji, ani w twierdzy, ani poza nią. To taka ciekawostka historyczna bardzo ważna szczególnie dla historii najdłuższego powstania narodowego w naszej historii.
Kolejny przełom to koniec I wojny światowej i odzyskanie przez Polskę niepodległości czyli rok 1918. Zamość był jednym z pierwszych ośrodków władzy narodowej, bo już 1 listopada 1918 roku wojska okupacyjne austro-węgierskie zostały rozbrojone. Austriacki komendant miasta praktycznie bez walki oddał władzę w Zamościu Komitetowi Samorządowemu. W Zamościu znalazła się cała plejada osób, przede wszystkim nauczyciele, prawnicy, księża, którzy nadawali ton działaniom w okresie Drugiej Rzeczypospolitej, prowadzących do tego, że Zamość jako ośrodek kultury w regionie był jednym z najlepiej funkcjonujących ośrodków w Polsce, nie tylko na Lubelszczyźnie. Wtedy pojawiło się zainteresowanie ochroną dziedzictwa czyli pamiątek narodowych w mieście. Pierwsze koncepcje wychodzące ze środowisk nauczycielskich stworzył Michał Marian Pieszko, który wnioskował i naciskał na objęcie Zamościa ochroną jako obiektu zabytkowego ważnego dla historii Polski. Stało się to stosunkowo późno, bo w 1936 roku, kiedy Zamość został wpisany do rejestru zabytków województwa lubelskiego, jako miasto renesansowe, łącznie z reliktami fortyfikacji. Bardzo pomogło w tym środowisko miejscowych urzędników, m.in. Marian Sochański, starosta powiatu zamojskiego, który zapisał się w historii Zamościa działaniami na rzecz ochrony zabytków, jak również środowisko konserwatorskie, np. profesor Jan Zachwatowicz czy profesor Stanisław Herbst, których opracowanie dotyczące Zamościa były fundamentem pod przyszłe renowacje czy rekonstrukcje zabytków historycznych miasta.
Chyba dotarliśmy do II wojny światowej?
II wojna zmieniła właściwie wszystko, przede wszystkim pozbawiła Zamość ważnej grupy narodowej, ważnej właściwie od początku istnienia miasta. Po wojnie Zamość stał się bowiem miastem bez społeczności żydowskiej, która zarówno na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, jak też w okresie drugiej Rzeczypospolitej odgrywała w nim bardzo ważną rolę. Nie mówię tylko o społeczności ortodoksyjnych Żydów chasydzkich, ale przede wszystkim o tych, którzy wyznawali idee modernizacyjne czyli wyrastających z żydowskich ruchów reformatorskich. Według chorych koncepcji hitlerowskich, Zamość miał być miastem niemieckim. Cała Zamojszczyzna została doświadczona bezprzykładnym okrucieństwem niemieckim. To stało się dla historii Zamościa trwałym punktem odniesienia, czego symbolem jest na pewno Zamojska Rotunda czyli miejsce zagłady Polaków i Żydów.
Dziękuję za te kluczowe momenty, które zbudowały historię miasta w mikro pigułce. Czy na Akademii Zamojskiej wykładasz właśnie historię?
Nie. W związku z moim ponad trzydziestopięcioletnim doświadczeniem muzealnym i popularyzacją wiedzy nie tylko historycznej, ale również około historycznej, wykładam różne przedmioty na kierunku „Rynek sztuki i zarządzanie w kulturze”. Zajmuję się na co dzień naukami pomocniczymi historii i historii sztuki, więc w tym zakresie prowadzę zajęcia. Mam również zajęcia dotyczące form zarządzania kulturą, które bezpośrednio dotyczą nauk związanych z historią muzealnictwa, kwestiami wystawienniczymi i zagadnieniami zarządzania tymi przedsięwzięciami.
Ponad trzydziestopięcioletnie doświadczenie muzealne oznacza, że pracę w muzeum rozpocząłeś po studiach i zajmujesz się tym nieprzerwanie do dziś?
Tak, miałem dużo szczęścia. Niezapomniana pani Maria Lorentz, ówczesna dyrektor muzeum, historyk sztuki, zresztą też po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zaproponowała mi pracę. Pracę magisterską obroniłem we wrześniu 1988 roku, a od pierwszego października przyjęto mnie do pracy w Muzeum Zamojskim, wtedy Muzeum Okręgowym.
W Muzeum Zamojskim jesteś osobą odpowiedzialną za Dział Numizmatyczny. Kolekcjonujesz monety?
Pracując w muzeum i będąc opiekunem wspomnianego działu niczego nie kolekcjonuję. Robiłem to wcześniej, ale zatrudniając się w muzeum i będąc w zgodzie z kodeksem etyki muzealnej nie kontynuuję tego. Utrzymuję jednak kontakt z kolekcjonerami oraz z osobami, które zajmują się tym tematem pod względem naukowym. Mam na swoim koncie artykuły naukowe dotyczące przede wszystkim mennictwa rzymskiego z obszaru Roztocza, bo nasza kolekcja opiera się głównie o obiekty pochodzące z tego terenu. Opiekuję się rozległą kolekcją, liczącą blisko dwadzieścia tysięcy obiektów. Są to monety, medale, banknoty, papiery wartościowe. Są to zbiory o przedwojennym jeszcze rodowodzie. Nasze muzeum powstało w 1926 roku i jednymi z pierwszych obiektów, jakie wtedy do niego trafiły z inicjatywy prywatnej, były właśnie monety i medale. Kolekcja numizmatyczna to przede wszystkim eksponaty antyczne czyli monety rzymskie oraz mennictwo nowożytne, szczególnie przypadające na okres między wiekiem XVI a XVII oraz wiek XIX w odniesieniu przede wszystkim do mennictwa rosyjskiego i austriackiego. Medale w zasadniczej części obejmują obiekty XIX i XX wieczne.
Całe Twoje życie zawodowe związane jest z muzealnictwem. Chyba to lubisz?
Zawsze chciałem pracować w muzeum. Nawiasem mówiąc to wynik lektur, których czytałem sporo, szczególnie w szkole średniej. Fascynowała mnie praca w muzeum i dlatego bardzo się ucieszyłem, że ją dostałem i wciąż z radością do niej przychodzę. Oczywiście działamy przy ograniczonych środkach, bo nie ma systemowego sposobu zasilania instytucji muzealnych, z wyjątkiem muzeów wyższej rangi czy muzeów narodowych, gdzie to wygląda trochę inaczej, chociaż też nie rewelacyjnie. Jednak na bazie tego co mamy, możemy sporo rzeczy pokazać i robić. W takim muzeum jak nasze, o charakterze regionalnym mamy bezpośredni kontakt z odbiorcami. W muzeach wyższej rangi, bardzo wyspecjalizowanych, o bardzo rozbudowanych działach merytorycznych czy technicznych, muzealnik zajmujący się na przykład sztuką sakralną albo malarstwem ma kontakt z odbiorcą dopiero, gdy wystawa jest gotowa. My mamy szerszą skalę działań, w tym również działania edukacyjne i myślę, że zbieramy większe doświadczenia mając częsty kontakt z odbiorcami naszej pracy.
Wciąż mam nowe pomysły. Jeden właśnie udało mi się zrealizować, a mianowicie upamiętnić w formie wystawy Waleriana Łukasińskiego. Bardzo mi zależało, żeby to zrobić dwieście lat po uwięzieniu go w Zamościu. Przygotowałem scenariusz i zorganizowaliśmy wystawę, która jest dostępna od 6 września w Arsenale Zamojskim. Mimo że wielu Zamościan codziennie mija tablicę upamiętniającą Łukasińskiego przy Starej Bramie Lwowskiej, to generalnie nie jest on znany. Za ważne uznałem upamiętnienie go, bo jest chyba najtragiczniejszą postacią, jeżeli chodzi o wiek dziewiętnasty i tych, którzy próbowali stworzyć podwaliny pod odzyskanie wolności.
Jakie masz kolejne plany?
Przede wszystkim pisarskie. Od wielu lat prowadzę zapiski i czasami pomysły rodzą się przy opisywaniu bieżących rzeczy, które mnie zafascynowały. Lubię też czytać pamiętniki innych czy też zapiski, ale to już zawodowo, jako historyk.
Twoje zapiski są w formie dziennika?
Tak.
Od dawna je prowadzisz?
Mniej więcej czterdzieści lat. To mi pomaga. Niektórzy prowadzą bloga w Internecie, ale ja jestem raczej dziewiętnastowiecznym tradycjonalistą i w tym duchu wolę zapisywać codzienność. Pisanie porządkuje mi pewne rzeczy. Sprawia, że pojawiają się nowe plany, tak jak najnowszy dotyczący Jana II Zamoyskiego zwanego Sobiepanem. To postać związana z rodem Zamoyskich, która jest słabo rozpoznana, bądź patrzy się na nią przez jeden pryzmat, mianowicie „rozrywkowo – erotyczny”. W najbliższym czasie będzie mnie również absorbować kilka rzeczy związanych z pracą naukową w Akademii Zamojskiej. Uczelnia organizuje konferencję dotyczącą człowieka w podróży czyli homo viator. Przygotowuję na nią materiał dotyczący jednego z podróżników, humanisty holenderskiego, który był przejściowo związany z Zamościem.
Twoje pisanie w dużym stopniu opiera się o materiały archiwalne, wspomnienia, pamiętniki. Czy jest ktoś kogo, po przeczytaniu jego relacji, chciałbyś poznać osobiście?
Tak, Natalia Kicka, żona generała Antoniego Kickiego. Czytałem wspomnienia dotyczące jej męża, tragicznie poległego w powstaniu listopadowym, z których wyłania się fascynujący obraz otaczającej ją rzeczywistości. Kobieta o wyjątkowo bystrym umyśle, bezwzględnie mająca talent do zapamiętywania bardzo ciekawych szczegółów, które przelewała na papier. Całe szczęście te wspomnienia zostały wydane drukiem, ale szkoda, że ich nie wznowiono. Ostatnio ukazały się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku w znakomitej serii Wydawnictwa Pax, które wydaje właśnie dziewiętnastowieczne pamiętniki. Bardzo chętnie porozmawiałbym również z Kajetanem Kraszewskim, młodszym bratem Józefa Ignacego Kraszewskiego. Był świetnym plotkarzem, więc to na pewno byłoby ciekawe spotkanie. Opowiadał plotki zupełnie nie z tej ziemi. Kolejna postać to Tadeusz Bobrowski. Posiadam dziewiętnastowieczną edycję jego książki Pamiętnik mojego życia, która skończyła się dla niego niezbyt przyjemnie, ponieważ niektóre z opisanych przez niego osób wytoczyły mu sprawy sądowe o zniesławienie. Miał zresztą także kilka pojedynków w związku z tym, co napisał w swoim Pamiętniku. Chętnie zamieniłbym z nim kilka słów.
Te spotkania pozostaną w kręgu rzeczy niemożliwych. A jakie były najważniejsze z tych, których doświadczyłeś?
Było ich wiele. Natomiast w kontekście tego o czym rozmawiamy, to myślę, że bardzo ważne dla mnie spotkanie miało miejsce w 2005 roku z profesorem John’em Gallaher’em, autorem m.in. biografii napoleońskiego marszałka Ludwika Davou’ta. Mieliśmy okazję porozmawiać. To przemiły człowiek, od którego sporo się dowiedziałem. Niewątpliwie ważne dla mnie były spotkania z moim promotorem czyli profesorem Janem Ziółkiem, nieżyjącym już niestety. Spowodował, że spojrzałem w szerszym kontekście historycznym przede wszystkim na XIX stulecie, którym się zajmuję, ale nie tylko, bo to były spotkania dotyczące również innych epok. Można powiedzieć, że te dwa spotkania były najbardziej dla mnie istotne. W kontekście zamojskim niewątpliwie najważniejsze było spotkanie z panem Janem Zamoyskim, ostatnim Ordynatem Zamojskim. Widywaliśmy się przy różnych okazjach, ale najważniejsze było spotkanie w ramach konferencji, którą prowadziłem. Pierwszy raz prowadziłem sesję naukową, a obok siedział pan Jan Zamoyski i pamiętam, że ciarki chodziły mi po plecach.
Na początku lat dziewięćdziesiątych w Twoim życiu zagościła również polityka.
Polityka samorządowa, bo z polityką w sensie ogólnokrajowym nie miałem do czynienia. To był moment przełomowy dla wszystkich w Polsce. Miała miejsce budowa samorządu terytorialnego, w nowej odsłonie, w nowych warunkach rzeczywistej demokracji, nie demokracji sterowanej. Od 1988 roku byłem w pewnym sensie zaangażowany w ruch przywracający normalność i efektem był mój start w wyborach samorządowych. Byłem radnym przez jedną kadencję i później miałem zaszczyt pełnić funkcję zastępcy prezydenta Zamościa. Trudny okres budowy przemian w Polsce, ale również w takich ośrodkach jak Zamość. Wszystko się zmieniało, przede wszystkim forma przemawiania do ludzi i sposób prowadzenia bieżących działań dla ludności w oparciu o ich potrzeby. Myślę że to było ważne dla mnie doświadczenie.
Nie chciałeś go kontynuować?
Nie. Wolałam wrócić do tego, co było dla mnie najważniejsze.
Jak Ci się żyje w Zamościu z XXI wieku?
Dobrze. Pamiętam Zamość strasznie siermiężny, tragicznie zaniedbany. Teraz mogę powiedzieć, że trochę jestem we Włoszech. Cały czas, szczególnie, kiedy żar leje się z nieba. Czego więcej mi potrzeba? Jest mi tu dobrze.
Dziękuję za rozmowę i życzę Ci realizacji wielu pomysłów.
Dziękuję bardzo.
Zrealizowano w ramach stypendium artystycznego Prezydenta Miasta Zamość.