Spotkanie z Katarzyną Wolan

Katarzyna Wolan – absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Mieszka i tworzy w Bieszczadach. Założycielka Bieszczadzkiej Pracowni Ikon. Ikony pisze od 2006 roku. Tworzy kopie wcześniejszych dzieł oraz bardziej dowolne, własne interpretacje kanonów. Posługuje się tradycyjną techniką pisania ikon zwaną temperą jajową. Pracuje na zlecenie odbiorców z Polski i z zagranicy. Swoje prace wystawia w galerii autorskiej w Smereku. Prowadziła warsztaty pisania ikon. Oprócz ikon maluje abstrakcje, tworzy biżuterię oraz rysunki związane tematycznie z Bieszczadami, które wykorzystywane są na torbach, koszulkach czy kubkach. Uważa się za bardzo dobrego rzemieślnika, ale nie artystkę.

„Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady” – to o Tobie?

Trochę tak. Pochodzę z województwa śląskiego a dokładniej z Zagłębia – urodziłam się w Sosnowcu.  Związana byłam z Krakowem, w którym studiowałam. Zawsze jednak chciałam mieszkać w górach i jeszcze zanim się przeprowadziłam, to bardzo dużo po nich chodziłam. Potem to się trochę zmieniło i teraz już nie wspinam się tak często, jak dawniej. W każdym razie chciałam zamieszkać w górach i w związku z tym szukałam jakiegoś miejsca na stałe. Padło na Bieszczady, bo tu mnie najbardziej ciągnęło. Często tu przyjeżdżałam, spędzałam sporo czasu i miałam tu już znajomych. 

Od ilu lat mieszkasz w Bieszczadach?

Od ponad szesnastu.

Często jeździsz w swoje rodzinne strony?

Już nie bardzo mam po co. Moja mama tam mieszkała, ale w zeszłym roku postanowiła  przeprowadzić się w Bieszczady i mieszka teraz w Uhercach Mineralnych. Także już nie mam tam nikogo, do kogo  mogłabym jeździć.

Bieszczady to był dobry wybór? 

Tak, to jest moje miejsce. Lubię naturę, lubię spokój i żyje mi się tu bardzo dobrze. Pierwszą moją galerię miałam w Górzance, a tę w Smereku prowadzę już trzeci sezon. Mieszkam trzy wsie stąd – w Strzębowiskach. To piękne okolice.

Po przeprowadzce w Bieszczady od razu otworzyłaś swoją galerię?

Nie, musiałam zacząć od jakiejkolwiek pracy. Byłam wtedy świeżo po studiach – skończyłam historię sztuki i prawie od razu przyjechałam w Bieszczady. Zrobiłam prawo jazdy specjalnie, żeby móc się tutaj poruszać. W mieście go nie potrzebowałam. No i musiałam zarabiać na siebie. Nie boję się żadnych zajęć, więc przyjmowałam to, co się trafiło. Pierwszą pracą było wypasanie owiec u znajomych. Później przez chwilę pracowałam w restauracji. Potem, na szczęście dość szybko znalazła mnie znajoma, która szukała kogoś do pracy w galerii. Tak się to zaczęło i właściwie przez większość czasu, który tutaj spędziłam pracowałam w takim miejscu, jakie teraz sama prowadzę.

Wtedy zaczęła się Twoja przygoda z ikonami?

Ikony zawsze mnie pasjonowały. Podczas studiów w zasadzie tylko „liznęłam” ten temat, ale bardzo mnie do nich ciągnęło. Zawsze coś malowałam, rysowałam. Będąc tutaj, w środowisku, które jest kulturowo bardzo mocno związane z ikoną, spróbowałam sił w ich pisaniu i okazało się, że bardzo mi to zajęcie odpowiada.

Co Cię tak bardzo pasjonuje w ikonach?

Chyba wszystko. Ich powaga i pewnego rodzaju hieratyczność. Zawieszenie w złocie, zawieszenie w takiej nierealnej przestrzeni, a także sposób przedstawiania twarzy. Z ikonami jest tak, że niektórym bardzo się podobają, a niektórych odrzucają. Rzadko bywa coś pośrodku, bo ikony są bardzo specyficzne. Poza tym, gdy je bardziej poznałam, zaczęła mnie pasjonować nie tylko sama technika, ale też podejście do ikony, ich ścisłe związanie z pewnymi zasadami, kanonami. Tak naprawdę tutaj niewiele jest pola dla artyzmu i artysty. Myślę, że również fascynuje mnie pewnego rodzaju egzotyka, bo są czymś zupełnie innym niż to, co widzimy w sztuce religijnej, czy w ogóle w całej sztuce zachodniej. Są więc dla laików trochę niezrozumiałe i może przez to też fascynujące. Teraz dużo lepiej znam ikonę, natomiast na początku to, że jej nie rozumiałam było bardzo intrygujące. Ikona rządzi się zupełnie innymi prawami, jeżeli chodzi o sposób wypowiedzi.

Jakie są te prawa?

To bardzo szeroki temat. Ikona przede wszystkim jest oknem na kontakt z Bogiem i z wiecznością.  W sztuce zachodniej obrazy religijne były taką Biblią pauperum, obrazkami, które opowiadały o tym, co działo się w Biblii, co działo się ze świętymi. Sceny są na nich bardziej rozbudowane obyczajowo, są bowiem opisem. Natomiast twórcy ikon wychodzili zawsze z założenia, że nie ma potrzeby opisywania danego świętego czy Boga. Wystarczy jego wizerunek, który wierny zna i z którym jest bardzo mocno związany. W związku z tym ikona jest otwarciem na relacje między wiernym a Bogiem i posiada moc boską. Relacja tu jest bardzo prosta – wierny patrzy na ikonę i jest w tym momencie w kontakcie z Bogiem. Nie potrzeba do tego żadnych rozbudowanych scenek, wystarczy sam kontakt.  

Na swojej stronie napisałaś, że ikona jest spotkaniem.

Tak, to jest dobre określenie. Ikona jest pośrednikiem między Bogiem i człowiekiem, jest nośnikiem boskiej łaski. Ma moc praobrazu, czyli Boga.

Co nadaje ikonie tę moc?  

Na pewno kanon. Wschodnia sztuka kościelna była bardzo  ortodoksyjna – w związku z tym, że  ikona jest bezpośrednim kontaktem z Bogiem, nie było tutaj miejsca na własne interpretacje i pomysły co do sposobu jej pisania. Kanony były ściśle określone i ikonopisarze nie mogli wychodzić poza pewne zasady. Były  tak zwane podlinniki, czyli wzorniki, które przerysowywano na tworzoną ikonę. Można było oczywiście nie używać wzorników, ale one dawały pewność, że nie wyjdzie się poza kanon. Zasady były szczegółowo określone przez ojców kościoła, więc nie wolno  było  stworzyć sobie nowego, własnego tematu. On musiał być wcześniej zaakceptowany przez duchownych. Do tej pory jest tak, że patrząc na ikonę jesteśmy w stanie rozpoznać danego świętego nawet nie patrząc na napisy, ponieważ cały czas formy przedstawiania są takie same. Bardzo ważne było pisanie zgodnie z kanonami, bo kiedy wyszło się poza kanon, to ikona traciła moc boską. Duże znaczenie miało imię nadawane ikonom, dlatego większość ikon jest podpisanych. Wiąże się to z wiarą, że imię jest integralnie związane z daną postacią i w związku z tym wypowiedzenie go również ma moc, w tym przypadku boską. W późniejszych wiekach zaczęto odchodzić od podpisywania ikon, ale to wynikało z rozprzężenia w całej sztuce związanej z ikonami.

Co jeszcze jest takiego specjalnego w ikonach?

Wszystko. Kolory są symboliczne, choć na przestrzeni czasów różne było podejście do nich. Natomiast złoto zawsze było kolorem boskim i właśnie przez to odrealniającym ikonę, oddzielającym od naszego, tutejszego, zwykłego świata. W związku z tym, jak wspomniałam ikony są zawieszone w złocie i to sprawia wrażenie odrealnienia postaci. Postacie są przedstawiane w szczególny sposób, czyli pomijając szaty i ich kolory, bardzo istotne są twarze. Piękno fizyczne, realne nie jest w ikonie na pierwszym planie a wręcz na bardzo odległym. Mocniej stawiano na piękno wewnętrzne, w związku z czym bardzo często na ikonach postacie mają wielkie oczy będące zwierciadłem duszy i otwarciem na świat duchowy. Usta zazwyczaj nie są zmysłowe, tylko małe i wąskie, ponieważ duchowość i modlitwa były postrzegane jako milczenie. Często postacie mają wysokie czoło, które czasem jest bardzo przerysowane, wręcz karykaturalne. Ono było symbolem mądrości, więc je rozbudowywano w postaciach świętych czy Chrystusa. Te twarze wyglądają dla nas troszeczkę dziwnie.

Inna wydaje się również perspektywa.

Ona jest inna niż w sztuce zachodniej, ponieważ punkt zbiegu linii nie jest tak, jak zwykle wewnątrz obrazu, ale po stronie widza. Kompozycja jest zatem otwarta na świat boski, jest to tak zwana perspektywa odwrócona. Poza tym nie ma różnych wymiarów na ikonie, to znaczy niekoniecznie coś, co jest dalej jest mniejsze. Postacie z drugiego planu są duże, bo są na przykład ważniejsze w hierarchii. Na ikonach architektura jest zupełnie płaska, roślinność pokazana bardzo schematycznie, góry zawsze wyglądają tak samo itd. Wszystko jest inne, ponieważ to nie jest nasz świat, tylko świat po drugiej stronie, on jest przemieniony boską energią. W związku z czym często na bardziej rozbudowanych tematycznie ikonach, takich jak na przykład narodziny Chrystusa jest tak, że na jednej ikonie leży Matka Boska z Chrystusem i na tej samej ikonie pod spodem jest Chrystus myty przez piastunki. Wszystko to występuje na jednej płaszczyźnie, mimo że jest różne pod względem czasu.

Co się dzieje, gdy odchodzimy od kanonu, wciąż mamy ikonę czy już nie?

To jest problem, którego sama nie potrafię do końca rozwiązać. Myślę, że to jest również po części sprawa wiernych, tego czy jest coś dla nich ikoną czy nie, czy czują kontakt z Bogiem czy nie. Z jednej strony jest kanon, są kwestie stylistyczne i artystyczne, ale z drugie strony jest odbiór przez wiernych, czyli osoby, dla których to stworzono. Mam na przykład w galerii obrazy zrobione akrylem bezpośrednio na desce. Ja po prostu mówię klientom, że to nie są tradycyjnie pisane ikony, no bo nie są. Ale jeżeli spełniają wszystkie inne normy, czyli np. sposób przedstawienia postaci, to w pewnym sensie mogą być przez wiernych uznane za ikonę.

Nadal pisze się ikony w oparciu o wzorniki?

Wzorniki są dostępne. Jeżeli ktoś czuje się dobrze w pisaniu ikon, może je szkicować samodzielnie, ale może je też przerysować. To nie jest nic złego. Kopiowanie i przerysowanie w przypadku ikon nie ma znaczenia pejoratywnego, nie jest to nic niestosownego czy niewskazanego.

Korzystasz z wzorników?

Bardzo rzadko. Natomiast to jest trochę tak, jak z wyważaniem otwartych drzwi. Przy ikonie pracuje się bardzo długo, wcześniej czy później i tak musisz postawić na swój talent. Czasem jeżeli są bardzo skomplikowane przedstawienia, to przerysowuje się ten pierwszy szkic. Można to zrobić bez tego, ale to trwa bardzo długo, więc czasami warto skorzystać z wzornika.

Pisanie ikon jest długie i skomplikowane. Czy bywasz znużona?

Bywam zmęczona, ale to jest fizyczne zmęczenie. Znużenia nie odczuwam. Raczej zmęczenie fizyczne i może psychiczne, przez to, że bardzo długo siedzę nad jedną rzeczą. Pracuję 6-8 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Natomiast bardzo lubię to robić. Nie jestem artystką. Jestem rzemieślnikiem, takie siedzenie i powolna praca, powolne dłubanie, które wymaga skupienia i cierpliwości bardzo mi pasuje.

Mówisz, że nie jesteś artystką. A biżuteria, wzory nadruków czy obrazy abstrakcyjne, które malujesz?

To są sposoby na odreagowanie siedzenia godzinami przy ikonach. Szczególnie malowanie abstrakcji, które zazwyczaj są dużo większe od ikon. Biorę więc duże płótno, wielki pędzel – około sto razy większy niż ten, którego używam przy ikonach – i maluję. Ten proces  trwa około 1,5 godziny, a nie około 1,5 do 2 tygodni, jak przy stosunkowo niedużej ikonie. Tak więc jest to sposób odreagowania. To daje mi oddech.

Możesz w skrócie opisać ten długi proces tworzenia ikony?

Wszystko zaczyna się od deski. Są osoby, które zajmują się wykonywaniem desek pod ikony i potrafią to dobrze zrobić. Nie u każdego stolarza można je bowiem zamówić. Deski muszą być z drewna liściastego, ale nie ma znaczenia, czy to jest drewno lipowe, bukowe czy inne. Od zawsze stosowano deski, które były w danym rejonie najbardziej dostępne. Większość ludzi jest przekonana, że muszą być lipowe, ale to nieprawda. Lipa jest świetna do rzeźbienia, ale niekoniecznie musi być akurat stosowana jako deska w ikonie. Natomiast musi to być drewno liściaste, ponieważ nie ma żywicy, więc nie ma ryzyka, że ona po czasie wyjdzie. Przede wszystkim deska musi być zrobiona z cieńszych elementów sklejonych ze sobą. Nie może to być jeden kawałek, ponieważ drewno w jednym kawałku po jakimś czasie wygnie się w łuk. Ważne jest też, żeby słoje kolejnych elementów nie były ustawione w ten sam sposób, bo wtedy drewno mniej pracuje. Dobrze jest, kiedy z tyłu są szpongi, czyli wzmocnienia zrobione na jaskółczy ogon. Powinny być one wykonane z mocniejszego drewna niż sama deska. Oczywiście materiał musi być bardzo dobrze wysuszony. Następnym etapem jest naklejenie płótna. Jeżeli chce się pisać tradycyjnie ikony, czyli techniką, która była stosowana od zawsze, to należy używać wyłącznie naturalnych materiałów. Wszystkie elementy ikony muszą być naturalne – to jest najważniejsza zasada. Co pochodzi z natury pochodzi bowiem od Boga. Płótno więc musi być bawełniane albo lniane.

Z czego musi być zrobiony klej?

Używa się kleju skórnego albo kostnego, najczęściej krowiego albo króliczego, który jest delikatniejszy. To są małe kuleczki, które rozpuszcza się w kąpieli wodnej i nie można tego zagotować, bo klej straci właściwości. Przyklejanie płótna to jest powiedzmy jeden dzień pracy, bo trzeba nałożyć kilka warstw kleju. Kiedy widać, że przestaje on wsiąkać w deskę i tworzy się szklista powierzchnia, to przykleja się płótno. Można namoczyć je w kleju, odcisnąć i rozłożyć, jak tapetę. Płótno jest tylko po to, żeby wzmocnić deskę, czyli potem go w ogóle nie widać. Niektórzy nie nakładają płótna, ale ono zawsze było na starych ikonach i myślę, że warto go użyć. Kolejnym etapem jest nakładanie gruntu. Do jego przygotowania używa się tego samego kostnego kleju. Jeżeli później chcemy nakładać złoto na pulment, to dobrze jest zastosować klej króliczy. Jeżeli w jakiś inny sposób przyklejamy złoto, to wtedy rodzaj kleju nie ma znaczenia. W odpowiednich proporcjach miesza się klej kostny z kredą. Robi się to w kąpieli wodnej i jest to dosyć długotrwały proces. Trzeba bardzo powoli wsypywać składniki, stać przy  kuchence i cały czas podgrzewać, ale nie przegrzać. Należy mieszać bardzo powolnymi ruchami, ponieważ jeśli zrobi się to za szybko, to grunt nabierze bąbelków powietrza, które sprawią, że przy rozsmarowaniu nie uzyska się gładkiej powierzchni. Nakłada się około dwunastu warstw gruntu. Nie można go nałożyć bardzo grubą warstwą, mimo że byłoby szybciej i łatwiej. Jednak przy wysychaniu to popęka, pojawią się spękania, jak na suchej ziemi i z tym już kompletnie nic nie da się zrobić. Warstwy muszą być cieniutkie i trzeba czekać spokojnie, aż na pewno wyschnie poprzednia warstwa, zanim nałoży się następną. 

Dlaczego tych warstw musi być tak dużo?

Niezbędna jest odpowiednia ilość warstw, ponieważ  ozdobne podrzeźbienia robi się właśnie w gruncie. Trzeba mieć z czego wybrać, żeby nie dojść do płótna, które jest pod spodem. Grunt jest twardy, ale jak zmoczy się go miejscowo wacikiem, to robi się miękki i można w nim wybierać. Najlepsze są do tego narzędzia dentystyczne, bo mają różne końcówki i są dosyć precyzyjne, więc można wyrzeźbić dowolne wzory.

Kolejny etap to już szkicowanie?

Tak, po wyszlifowaniu gruntu nanosi się na niego rysunek. Ważne jest, by naszkicowaną postać odciąć od tego, co będzie złote, bo to ułatwia dalszą pracę. Kolejny etapem jest przygotowanie ikony pod złocenie. Najbardziej tradycyjną metodą jest pulment, czyli czerwona glinka, którą miesza się z klejem, tutaj zdecydowanie króliczym. Nakłada się to warstwami na część, która ma być złocona. Glinka jest zmieszana z klejem, więc kiedy zmoczy się ją delikatnie alkoholem około 40 procentowym, to złoto się do niej łatwo przykleja. Następnie można je polerować i szlifować. Używam tak zwanego złota transferowego, czyli bardzo cienkich płatków naklejonych na karteczki.  Są również luźne płatki złota, które przenosi się  na ikonę specjalnym pędzlem i to jest taki moment, kiedy nie wolno oddychać i wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, bo złoto odfrunie. Złota nie uda się przykleić idealnie, tylko zawsze trochę nachodzi na warstwę, która będzie warstwą malarską. W związku z tym ważne jest to odcięcie postaci, o którym mówiłam wcześniej, bo łatwo jest wtedy usunąć nadmiar złota.

Jak powstają farby, którymi piszesz ikony?

Oczywiście są to materiały naturalne –  pigmenty połączone z żółtkiem kurzym. Dlatego tę technikę nazywamy temperą jajową. Pigmenty są przeróżne – uzyskiwane ze startych minerałów, różnego rodzaju glinek, z korzeni roślin, zmielonych kamieni. Potem są one mieszane już bezpośrednio na palecie z żółtkiem kurzym połączonym z wodą w proporcjach jeden do trzech. I to jest podstawa, natomiast można do tego dodać na przykład białe wino wytrawne, które trochę wzmacnia kolor. Niektórzy dodają piwo albo olejek z goździków.  Wariacje są różne, natomiast podstawą jest pigment z żółtkiem.

Czy gotową ikonę zabezpiecza się w jakiś sposób?

Są różne sposoby werniksowania ikon. Można je powlec najbardziej naturalną metodą, czyli właśnie żółtkiem kurzym z wodą. To zabezpiecza, ponieważ żółtko samo w sobie jest tłuste, więc jest dobrym medium do rozpuszczania i do tworzenia powłoki. Drugą naturalną metodą jest powlekanie ikon specjalnie przygotowaną olifą. Można to robić również naturalnymi werniksami, na przykład żywicznymi.

Całość zabezpiecza się w ten sam sposób, również warstwę złota?

Można tak zrobić. Ja stosuję do złota inne werniksy niż do warstwy malarskiej. Każdy ma swoje  sprawdzone sposoby.

Jaki etap tworzenia ikony lubisz najbardziej?

Każdy etap jest fajny, ale najciekawszy jest chyba ten, w którym kończę postacie. Zazwyczaj  wykonuję najpierw szaty a na koniec zostawiam twarz i ozdoby. I właśnie ten moment wykańczania – ozdoby, napisy, te wszystkie elementy, które dają zamknięcie tematu – bardzo lubię. Wszystkie etapy są potrzebne. W tym końcowym, czyli pisaniu twarzy, ozdób czy światłocieni muszę się bardzo skupiać. Natomiast etapy początkowe, takie jak kładzenie gruntu czy podmalówek też są ważne, bo dają mi oddech w głowie. Dobrze, że to przechodzi z jednego do drugiego, jest intensywnie i mniej intensywnie, wszystko się uzupełnia. Jednak pisanie twarzy jest tym ostatnim, najważniejszym momentem, kiedy już widać postać i ona zaczyna przemawiać.

Ikony do Ciebie przemawiają?

Tak.

W domu masz dużo ikon?

Niedużo – szewc bez butów chodzi.  Mam dwie ze swoich najstarszych ikon. Te pierwsze sobie zostawiłam. Posiadam też ikonę w srebrnej koszulce, którą kiedyś kupiłam. Widziałaś pewnie takie ikony, na których całe szaty są  zasłonięte metalem ozdobnym. Jedną taką posiadam. Nie kupuję kolejnych, wolę wydawać pieniądze na inne rzeczy, raczej niematerialne.

Dlaczego ikony się pisze, a nie maluje?

Patrząc od strony symbolicznej, dlatego że ikona jest tak ściśle związana z kanonami oraz zasadami religii i jest przełożeniem pisma świętego na język malarski. Tak naprawdę jest to teologia, tyle że w kolorach i w rysunku, a nie w formie pisma. Z drugiej strony jest to kalka językowa z języka rosyjskiego. Ponieważ był „ikonopisatiel”, więc u nas jest pisanie ikon. Natomiast w dosłownym tłumaczeniu z greckiego „eikona” znaczy „obraz”, a  „grafos” – „pisać”.

Piszesz ikony współczesne? 

Osoby tworzące ikony współczesne robią to zgodnie z kanonami, tylko przekładają je na bardziej współczesny język stylistyczny, na przykład zmieniają układ postaci czy wzornictwo. One wyglądają więc bardziej współcześnie, natomiast nadal są zgodne z zasadami, o których mówiłam. Ja trzymam się pisania tradycyjnych ikon, ponieważ one nadal tak bardzo mi się podobają, że nie mam potrzeby tworzenia współczesnych. Mimo to, również mogę pisać je w swoim stylu. Mogę zrobić ciekawsze tło, wprowadzić inne odcienie kolorów na szatach czy zrobić dodatkowe podrzeźbienia. Niewiele, ale  coś mogę.

Czyli pomimo kanonu można wypracować styl, który jednego ikonopisarza odróżnia od innych?

Każdą ikonę tworzą ludzie. Dlatego nawet jeśli ktoś nie stara się tworzyć ikon, które byłyby stylistycznie bardzo rozpoznawalne, to i tak jest w jakiś sposób wyjątkowy, bo każda ręka jest inna. Natomiast wracając do tych współczesnych ikonopisarzy, to oni mają bardzo charakterystyczny styl. Choćby Nowosielski, który był współczesnym, bardzo wyrazistym i jedynym w swoim rodzaju ikonopisarzem. Był teologiem, więc u niego wszystko jest zrobione zgodnie ze sztuką, a jednak stylistycznie był kompletnie odmienny.

Może w przyszłości będziesz tworzyć ikony współczesne.

Może. Natomiast teraz mam obawę, że robiłabym to na siłę. Nie czuję takiej potrzeby, ponieważ stare ikony mnie fascynują. Ponadto jest mnóstwo tematów, których jeszcze nie dotknęłam. Wciąż wiele jest ikon, które mi się bardzo podobają i chciałabym je zrobić. Mogę je troszkę zmienić, ale jednak będąc w kręgu tej starej ikony.

Robiąc ikony bardziej dla siebie, czyli do mojej galerii, sama wybieram tematy i lubię wprowadzać drobne zmiany. Są oczywiście ikony, których nie da się ulepszyć, bo są idealne, ale znam też takie, które są dobrą bazą do tego, by zrobić je ciekawiej. Nie każdy z tych starszych ikonopisarzy był bardzo dobry. Na przykład Rublowa nie da się poprawić, ale wielu innych można. Czas spędzony przy ikonach do galerii, które robię po swojemu jest czasem tylko dla mnie. 

W przypadku zamówień lubię mieć jasną sytuację, czyli osoba zamawiająca wybiera daną ikonę i określa, jak ona ma wyglądać. Jeżeli ktoś nie ma konkretnej pracy na myśli, to pokazuję ikony w różnych stylach, z różnych epok, w rozmaity sposób przedstawione i sobie wybiera tę, która mu się szczególnie podoba. Staram się zrobić jak najbardziej podobną ikonę i dbam o to, żeby wszystko było zgodne  ze sztuką i z kanonami. Oczywiście jest to zawsze moja ręka, więc identyczna nie jest i bardzo dobrze. Nie lubię natomiast sytuacji, kiedy ktoś mówi, żebym zrobiła np. Matkę Boską, taką jaka mi się podoba. Może się bowiem okazać, że to, co mi się podoba niekoniecznie podoba się osobie zamawiającej. Lubię więc znać konkretne oczekiwania, żeby wszyscy byli zadowoleni.

Kto kupuje u Ciebie ikony i jak do Ciebie trafiają odbiorcy?

Zazwyczaj klienci indywidualni. Są to osoby wierzące, które chcą mieć ikonę, bo czują taką potrzebę albo np. osoby, które zbierają ikony. Często ikona jest zamawiana jako prezent na szczególne okazje, takie jak chrzty, komunie, śluby, rocznice. Klienci znajdują mnie przez Internet, przez moją stronę, prawdopodobnie część również z polecenia. Są osoby, które przychodzą po prostu do galerii i widzą mnie przy pracy. Nie mam pojęcia skąd ludzie się o mnie dowiadują. Nigdzie się nie pokazuję, specjalnie nie reklamuję, a jednak ludzie mnie znajdują i kupują u mnie bardzo różne ikony – czasem duże z większą ilością postaci, czasami bardzo małe. To jest zależne od możliwości finansowych, ale też od miejsca w domu albo po prostu potrzeby. 

Kiedyś dostałam propozycję współpracy dotyczącej wyposażenia nowej kaplicy. Jej twórcy chcieli mieć we wnętrzu ikony i zgłosili się właśnie do mnie. To miało być ponad czterdzieści ikon, więc utknęłabym na parę lat. Nie miałabym w ogóle klientów, robiłabym tylko to zamówienie. To jest dobra oferta dla osób, które mają większą pracownię i zatrudniają ludzi. Ja musiałabym zerwać kontakty z osobami, które u mnie zamawiają, więc odmówiłam.

Miałaś wystawy ikon poza swoją galerią?

Nie, bo jestem trochę dziwnym typem – najbardziej mi pasuje, jak sobie siedzę i maluję w pracowni. Jak ognia unikam facebooka, nie lubię wystaw, nie lubię wychodzić ze swojej strefy pracowni. Mogłabym zrobić wystawę, ale nie chcę.  Ponadto zawsze mam za mało ikon – zazwyczaj jedną albo dwie. Pracuję głównie na zamówienia, więc mam tylko te, które jestem w stanie zrobić pomiędzy. Nie miałabym czego dać  na wystawę, musiałabym zbierać swoje prace od ludzi. 

Nadal prowadzisz warsztaty pisania ikon?

Już nie. Przestałam je prowadzić, ponieważ wydaje mi się, że nie jestem dobrym nauczycielem. Są osoby, które potrafią to robić o wiele lepiej. Miałam szczęście trafić na taką osobę, która umiała mi wszystko bardzo dobrze przekazać. Natomiast jestem osobą, która najlepiej czuje się zamknięta sama w warsztacie. Niestety jestem samotnikiem i to w kontaktach z ludźmi sprawia mi problem. Warsztaty to jest praca z kilkoma osobami przez tydzień po 10 – 12 godzin codziennie.  Nie do końca dobrze się czułam w takiej roli.

Kto się zgłaszał na Twoje warsztaty?

Bardzo różni ludzie. Była np. pani, która malowała olejne obrazy, ale ze względów zupełnie przyziemnych chciała zmienić technikę. Zamieszkała bowiem z chorą mamą, której bardzo przeszkadzał smród farb olejnych i mediów do nich używanych. W związku z tym zdecydowała się pisać ikony, które były jej bliskie. Czasem ktoś dostaje prezent w formie opłaconego udziału w warsztatach. Często ludzie są po prostu ciekawi jak to wygląda, chcą poznać tajniki pisania ikon i stworzyć coś swojego. Przeróżne są osoby i powody. 

Każdy może pisać ikony?

Na pewno trzeba mieć talent. O ile na początku można sobie odrysować postać, o tyle w późniejszych etapach jednak trzeba mieć zdolności manualne. Żeby zrobić światłocienie czy zrobić dobrze twarze, to konieczny jest talent. Ponadto trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości i być dokładnym, bo  już na wczesnych etapach bardzo łatwo zepsuć pracę.  Na pewno więc nie każdy może pisać ikony, natomiast każdy może spróbować.

A mogą pisać ikony ludzie niewierzący? Czy można traktować pisanie ikon wyłącznie  technicznie?

To jest równie trudny temat jak to, czy ikona namalowana akrylem na desce jest ikoną. Nie chciałabym tego osądzać. Z założenia pisanie ikon jest wydarzeniem religijnym, jest spotkaniem z Bogiem. Z drugiej strony, jeśli ktoś wkłada w to całe swoje serce, swój talent i swoją uwagę, to jest to duchowe i tej duchowości w jego ikonie jest bardzo dużo. Ponadto osoba, która kupuje czy przyjmuje ikonę też jest mniej albo bardziej wierząca, a nawet bywa przecież niewierząca. Na to pytanie można spojrzeć odwrotnie – jeśli ktoś jest bardzo wierzący i w kontakcie z Bogiem napisze ikonę, którą dostanie osoba niewierząca, np. będąca kolekcjonerem, to co wtedy powiemy o tej  ikonie. Ona jest ikoną czy nią nie jest? Niektórzy przecież zbierają ikony, inni traktują je po prostu jak ładne obrazy. 

Kiedyś ikony były bardzo ściśle związane ze środowiskiem klasztornym, z monasterami,  gdzie  osoby duchowne spędzały cały czas na pisaniu ikon. Natomiast pewne rozprężenie, jeżeli chodzi o powiązanie ikony ze środowiskiem religijnym nastąpiło w XV wieku. Wtedy powstawały już warsztaty świeckie, przynajmniej tutaj, gdzie teraz jesteśmy.

Czy istnieje problem wynikający z rozłamu kościoła na rzymskokatolicki i prawosławny? Katolicy nie chcą z tego powodu kupować ikon?

Raczej nie ma takiej sytuacji. Myślę, że katolicy rozumieją, że w zasadzie jest to ta sama religia, a na pewno ten sam Bóg. Zazwyczaj to właśnie katolicy zamawiają ikony. Często są wśród nich księża, więc nie widzą tutaj jakiegoś zgrzytu. Aczkolwiek są też tacy, którzy uważają to za absolutnie niemożliwe, nawet gdy patrzą na cerkiew, to już się boją, że trafią do piekła.

Kiedy powstały pierwsze ikony?

Pierwsze ikony datuje się na czasy Konstantyna Wielkiego, czyli początki IV wieku.  Żadna z nich się nie zachowała. Pierwsze, które się zachowały pochodzą z VI wieku i tej chwili znajdują się w Klasztorze Świętej Katarzyny na półwyspie Synaj. To jest kilka bardzo ciekawych ikon, zupełnie innych niż późniejsze, ponieważ są bardzo realistyczne. Wywodzą się z tradycji antycznej, z dyptyków konsularnych i różnych portretów państwowych. Na przykład Święty Piotr ma trzy medaliony, co wygląda właśnie jak na dyptykach konsularnych, gdzie była postać konsula a w medalionach byli cesarze, którzy mu nadali władzę. Te ikony są taką kalką z antyku. Były malowane inną techniką. To są jedne z niewielu zachowanych prac tworzonych w technice enkaustycznej, czyli nie temperą jajową a enkaustyką, która polegała na mieszaniu pigmentów z woskiem. Obecnie jest dziewczyna w Polsce, która stosuje tę technikę, ale niestety nie zdradza sposobu przygotowania swojej mieszanki. Można ją od niej kupić, ale nie wiadomo jak ją robi. Tempera jajowa pojawiła się w ikonach w VIII wieku a około XI wieku stała się już oficjalną techniką i od tego czasu używa się jej w zasadzie w niezmienionej formie. 

Odwiedzasz muzea z ikonami? Są takie, do których chętnie wracasz? 

Lubię muzea w Supraślu i w Sanoku. Oba są zupełnie inne i oba mają swoje plusy i minusy. Supraśl jest bardzo nastawiony na klimat zwiedzania, są tam np. przygaszone światła. Natomiast to, co mnie tam denerwuje to ograniczony czas zwiedzania. Grupa jest wprowadzana do muzeum i musi przejść przez sale w określonym czasie. Dla mnie jako osoby, która chce popatrzeć na konkretną ikonę przez półtorej godziny nie jest to fajne. Muzeum w Sanoku nie jest tak klimatyczne, ale ma najstarsze i jedne z największych – pod względem formatu –  ikon w Polsce. Masz przed sobą płótno, które ma prawie trzy metry i przedstawia na przykład sąd ostateczny. Te ikony robią wrażenie i można tam siedzieć cały dzień, jeśli ma się ochotę.

Wspomniałaś o dużych ikonach. Jaka była Twoja największa?

To była ikona do kościółka w Górzance, przy którym miałam swoją pierwszą pracownię. Miała bodajże 1,30 m długości, a na szerokość była trochę mniejsza. Przedstawia Chrystusa i postacie po bokach.

Naprawdę masz taką potrzebę patrzenia na jedną ikonę przez półtorej godziny?

Naprawdę. Mam też potrzebę dotknięcia ikony, ale tego nie robię. Podchodzę blisko i widzę ruchy pędzla, widzę technikę. Patrzę na boki, widzę, że coś tam się odłupało i można dojrzeć co jest pod spodem. To są takie techniczne rzeczy, które dla osoby piszącej ikony są niezwykle interesujące. To są spotkania z innymi ikonopisarzami i ich pracami.

Jakie były najważniejsze spotkania w Twoim życiu?

Na pewno ważną osobą – związaną z ikonami – jest Asia Zabagło, od której najwięcej dowiedziałam się o technice pisania ikon.  To o niej właśnie napomknęłam mówiąc, że niektórzy są świetnymi nauczycielami. Ona pracowała kiedyś w Cisnej, ale w innej pracowni ikon niż ja i tam ją poznałam.  Asia jest po ASP i pięknie pisze ikony oraz świetnie potrafi tłumaczyć jak to robić. Ma dar do powiedzenia w dwóch słowach wszystkiego, co powinnaś wiedzieć albo pokazania tego jednym gestem. Jej talent dydaktyczny jest dla mnie niezwykły. Bardzo się cieszę, że ją spotkałam i mogłam się od niej uczyć. Chociaż naszych spotkań nie było wiele, to jednak ogromnie dużo wniosła do tego, co robię. Poza tym jestem z niej bardzo dumna, ponieważ jest naprawdę świetnym ikonopisarzem. Między innymi prowadzi warsztaty „Droga Ikony”. Gdy w 2018r. Muzeum Ikon w Supraślu ogłosiło międzynarodowy konkurs na ikonę współczesną, to Asia wygrała go ex aequo  z uczestniczką z Ukrainy. W związku z tym jej ikonę można oglądać w tym muzeum. Ma swój styl i pisze piękne ikony. Nadal bliżej jej do klasycznych ikon niż do współczesnych. To na pewno bardzo ważna dla mnie osoba. Inni ważni ludzie to przyjaciele. Nie będę ich wymieniać, ale spotkania z nimi są dla mnie najważniejsze. Nie autorytety, ale właśnie bliskie osoby odgrywają największą rolę. Bardzo istotnym spotkaniem było to z Bieszczadami. Cały czas są dla mnie znaczącym miejscem. Zamieszkanie tu było ważnym wyborem, takim punktem granicznym w moim życiu. Wyprowadzenie się z domu i przyjazd  tutaj bardzo wiele zmieniły w moim życiu.

Masz tu swoje ulubione miejsca?

Są takie miejsca, szczególnie te bardziej dzikie. Na przykład trasa  Krywe -Tworylne, która jest mało uczęszczana, źródła Sanu, okolice Zatwarnicy i Chmiela. Lubię miejsca, które są mniej znane oraz swoje ścieżki, po których chodzę tu w okolicach. One nadal są raczej mało atrakcyjne dla przeciętnego turysty, to nie są popularne połoniny. Nie są najpiękniejsze w takim stereotypowym znaczeniu, ponieważ nie mają pięknych widoków i  są  jednak nadal dość dzikie, bo niewiele osób ma się ochotę tam zapuszczać. Źródła Sanu są już troszeczkę bardziej znane, ale trasą  Krywe -Tworylne przez większość czasu idzie się po krzakach i po opuszczonych wioskach. To są dla mnie bardzo fajne miejsca. Z połonin na pewno najbliższe jest mi Bukowe Berdo.  

Podróżujesz dużo czy nie ciągnie Cię  w świat?

Ciągnie mnie coraz bardziej i staram się podróżować. Teraz, jeśli mam okazję, to głównie wyjeżdżam na łódkę, bo to jest moja nowa pasja. Gdy się tutaj  przeniosłam na stałe, to przez jakieś osiem lat w ogóle nie miałam potrzeby, żeby się stąd ruszać. Byłam taka szczęśliwa, że tu mieszkam, że nie wyjeżdżałam nigdzie. Teraz się to zmieniło, więc bardzo chciałabym podróżować i to coraz więcej. Czasami mam też taką zwykłą potrzebę pojechania do miasta. Chociaż nie lubię miasta i nie mogłabym tam wytrzymać dłużej niż kilka dni, to czasem chcę w nim chwilę pobyć.  

Gdy jeździsz w  nowe miejsca, to szukasz ikon?

Szukam. Ciągle jestem ich ciekawa.

Masz poczucie, że wciąż rozwijasz się w tej dziedzinie?

Zdecydowanie tak. Czuję, że cały czas się rozwijam, zawsze będę poznawać ikony i nigdy ich do końca nie poznam. To jest temat, w którym zawsze będzie dużo do zrobienia. Chciałabym się nauczyć na przykład różnych technik, innych niż ta, którą posługuję się w tej chwili. Są różne sposoby nakładania złota czy robienia podmalówek. Jest mnóstwo możliwości. Ponadto chciałabym poznawać ikony nie tylko od strony technicznej, ale też zdobywać coraz więcej wiedzy na ich temat. Trochę jej mam, nawet sporo, ale wiem, że to jest temat rzeka i nie wiem, czy mi starczy życia, żeby ją zgłębić tak, jakbym chciała. To ogromna dziedzina. Postacie, ich życiorysy, sposoby przedstawiania – to jest jakby jedna grupa. Druga grupa to jest, na przykład nazewnictwo stosowane na ikonach i samo  liternictwo – w grece, w cyrylicy, różnymi skrótami i w różnych wiekach. Czasami odszyfrowanie tego jest bardzo trudne. Zawsze będę miała dużo do odkrycia. Moja praca mnie niezwykle pasjonuje i cieszy.

Życzę Ci, żeby tak było zawsze i bardzo dziękuję za spotkanie.

Również bardzo dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *