Spotkanie z Marią Kulą

Maria Kula – prowadzi własną firmę pod szyldem  Maria KulaWarsztaty i Kursy Pisania. Studiowała dziennikarstwo, komparatystykę oraz politykę wydawniczą i księgarstwo. W Wydawnictwie Otwartym prowadziła dział prozy polskiej. Obecnie pomaga innym pisać, pracując z nimi zarówno indywidualnie, jak i grupowo. Pisze artykuły i listy o pisaniu. Wydała swoją pierwszą, artystyczną książkę Atlas Mojego Kosmosu. 

Prowadzisz kursy i warsztaty pisania. Uważasz, że każdego można nauczyć pisać?

Myślę, że każdego można nauczyć pisać poprawnie. Nie każdego tak, żeby pisał świetnie, bo to jest kwestia predyspozycji, które niektórzy nazywają talentem, ale ja bardzo nie lubię tego słowa. Mamy różne predyspozycje,  ktoś  do gry w tenisa, inny do śpiewu, a ktoś do  pisania. To te predyspozycje powodują, że uczymy się czegoś dużo szybciej oraz możemy być w czymś dużo lepsi niż inni. Natomiast uważam, że na poprawnym poziomie każdy może nauczyć się pisać. Jest w stanie osiągnąć  taką poprawność, żeby umieć napisać sensowny, dobry tekst na kilka stron, opowiadanie,   tekst blogowy, czy artykuł. Uważam, że każdy może to opanować, tylko zabierze mu to mniej lub więcej czasu i pracy.

Dlaczego zamieniłaś pracę w wydawnictwie na taki rodzaj działalności?

Z wydawnictwa zostałam zwolniona. Praca w nim była moją pierwszą pracą w zawodzie, na etacie.   Wcześniej pracowałam dorywczo, stałam za barem, sprzątałam, wykonywałam zajęcia typowo studenckie. Po skończeniu studiów wyjechałam na rok i po powrocie szukałam pracy związanej z moim wykształceniem, które jest bardzo nierynkowe. Znowu pracowałam za barem i miałam poczucie frustracji, że muszę to robić, pomimo skończonych studiów.  Po roku dostałam etat w wydawnictwie, w którym prowadziłam dział prozy polskiej. Zarabiałam grosze, ale miałam poczucie że złapałam Pana Boga za nogi.  Nosiłam w sobie dużo lęku, że to nie dla mnie, że zaraz ktoś przyjdzie i powie mi, że to pomyłka. Ten przeskok między staniem za barem a tym, że z dnia na dzień zostałam szefem działu, to było dla mnie coś niesamowitego.  Fakt, że dostałam telefon służbowy, wizytówki i że byłam kimś ważnym, był dla mnie czymś szokującym, niesamowitym. Myślę, że miałam bardzo mało wiary w siebie, niskie poczucie wartości, trudno mi było uwierzyć, że ktoś powierza mi takie ważne zadania.

Co poza prestiżem dawała Ci  ta praca? Lubiłaś ją?

Lubiłam zadania, które miałam do wykonania, szczególnie kontakty z autorami.  Ceniłam sobie dużą część tej pracy, ale nie znosiłam jej trybu. Dość szybko zrozumiałam, że praca na etacie, w której muszę być w biurze od 8:00 do 16:00, jest nie dla mnie. Odkryłam, że to jest  niezgodne z moją naturą i bardzo dla mnie męczące. To była kreatywna praca, a kazano mi być kreatywnym w określonych godzinach, co dla mnie było nie do pojęcia. Wielokrotnie próbowałam rozmawiać z szefem, że to nie fabryka, że chciałabym być rozliczana z zadań powierzonych mi do wykonania, a nie z tego ile  godzin siedzę przy biurku. Bez sukcesu, dla nich to było zupełnie niezrozumiale czego ja chcę.  Po 1,5 roku zostałam zwolniona. Gdyby to nie nastąpiło, na pewno sama bym odeszła, ale to zajęłoby mi dużo czasu, może dwa, trzy lata. 

To zwolnienie było dla Ciebie zaskoczeniem?

To był dla mnie ogromny szok, bo w ogóle się tego nie spodziewałam. Bezpośrednio po tym zwolnieniu przeżyłam bardzo trudny rok. Nie od razu założyłam firmę, nie byłam na to zupełnie gotowa. Z perspektywy czasu, tych blisko dziewięciu lat, jestem ogromnie wdzięczna, że mnie zwolniono, ponieważ na pewno jeszcze bym tam pracowała przez jakiś czas, mimo że byłam bardzo zmęczona.

Czy to dzięki pracy w wydawnictwie wpadłaś na pomysł by uczyć innych pisania?

Dzięki tej pracy dowiedziałam się wielu rzeczy o rynku wydawniczym i do tej pory z tego czerpię. Gdybym wtedy nie pracowała w wydawnictwie, na pewno nie robiłabym tego co robię teraz, bo ten pomysł pojawił się na podstawie tej części moich obowiązków, która sprawiała mi ogromną przyjemność. Gdyby nie to zatrudnienie,  nie wiedziałabym, że jest tylu ludzi, którzy mają pomysły na książki, ale nie umieją ich napisać.  Poznałam też rynek, dowiedziałam się bardzo dużo o marketingu, o tym jak wygląda proces wydawniczy.  Wcześniej nie miałam o tym wszystkim pojęcia. Dzięki tym doświadczeniom mogłam się później zdecydować na biznes, który mam do tej pory.  Ciągle zmieniam to, co oferuję klientom,  ale pomysł  na współpracę z ludźmi, którzy chcą pisać, mają pomysły  i potrzebują wsparcia, zrodził się wtedy, na bazie mojej pracy w wydawnictwie. Poza tym, tam zobaczyłam, że jestem w tym dobra. Gdybym wtedy nie próbowała tego robić, nie miałabym pojęcia, że to lubię i umiem robić.

Skąd w ludziach jest taka potrzeba pisania?

W ludziach jest potrzeba twórczości. Marzą o tym by pisać, malować, fotografować. W piramidzie potrzeb Maslowa, potrzeba samorealizacji  jest na samej górze. Jeśli mamy zaspokojone inne potrzeby, takie jak fizjologiczne, poczucia bezpieczeństwa czy emocjonalne, to pojawia się naturalna potrzeba twórczości i wyrażenia siebie. Żyjemy, w tym momencie, w kraju dobrobytu, niczego nam nie brakuje. Coraz częściej pojawia się pragnienie tworzenia, ponieważ coraz większa część społeczeństwa ma zaspokojone te potrzeby wcześniejsze. Dla mnie chęć pisania to pragnienie wyrażenia siebie. Oczywiście wśród klientów pojawiają się tacy, którzy potrzebują umiejętności pisania do swojego życia zawodowego, ale to jest powiedziałabym około 10 procent. Znaczna część osób, to ludzie, którzy po prostu chcą wyrazić swoje emocje, swoje wspomnienia, dla których pisanie jest narzędziem do mówienia o swoich myślach i uczuciach.

A Ty uczysz  jak te myśli i uczucia przelewać na papier?  

Tak, proponuję kursy, warsztaty i wyjazdy pisarskie, na których zainteresowani dostają dużą dawkę wiedzy. Bardzo ważnym powodem, jeśli nie najważniejszym, z jakiego ludzie przyjeżdżają na warsztaty jest to, że chcą być w grupie twórczych osób. Chcą spotkać inne osoby, które również tworzą, które ich  zrozumieją i nie powiedzą im „ co ty w ogóle robisz?”. Nie zasugerują, że to jest jakaś fanaberia, że ktoś pisze powieść fantasy, ale będą z wypiekami na twarzy, przez sześć godzin rozmawiać  o bohaterze tej powieści.

Czyli jest w nich ogromna  potrzeba bycia zrozumianym?

Tak, bycia zrozumianym i bycia wśród osób, które są podobne, które myślą w podobny sposób. Widząc co się dzieje na warsztatach, wiem, że ta potrzeba i przyjemność obcowania wśród ludzi, którzy rozumieją i myślą podobnie jest absolutnie najważniejsza. Rzeczy, które dzieją się między uczestnikami, to jak oni wszyscy płaczą kiedy kończy się warsztat, pokazują, że tam się rodzą bardzo mocne więzi.  Oni czują się zrozumiani, wiedzą, że znaleźli swoich ludzi. Często przez cale życie byli  samotni ze swoją twórczością i nagle lądują na planecie, gdzie są inni kosmici, tacy jak oni.  I to jest powód, dla którego ludzie wracają na warsztaty. Wracają  szczególnie na te wyjazdowe, spotykają się znowu, wpadają sobie w ramiona. To jest tak, że tworzy się wokół mojej pracy jakiś rodzaj społeczności. Ci ludzie potem bardzo często spotykają się już beze mnie.  Dla mnie to jest absolutnie wspaniale. Poza tym, jestem im wdzięczna, że cały czas znajdują coś ciekawego na moich zajęciach. To jest też wyzwanie dla mnie, bo jeśli te same osoby przyjeżdżają po kilka razy na moje warsztaty, to ja nie mogę powtarzać tych samych ćwiczeń. Bardzo to doceniam. Łatwo jest w ciemno kupić warsztat i przyjechać, ale jeśli ktoś przyjeżdża do mnie trzeci raz, to dla mnie to jest największy komplement,

Czy w ślad za tą potrzebą twórczości, o której wspominałaś, idzie potrzeba wydawania książek, zaistnienia na rynku, zarabiania pieniędzy?

Oddzieliłabym zarabianie pieniędzy od chęci wydania, dlatego że potrzeba zarabiania pieniędzy dotyczy zdecydowanej mniejszości moich klientów. Na ogół dotyczy to osób, które potrzebują tego do pracy, które na przykład  chcą napisać książkę ekspercką promującą ich działalność. Są oni coachami, psychologami, trenerami, mają swoje biznesy i potrzebują  produktu, który będzie promował ich markę i pozwoli im zarobić na niej pieniądze. Natomiast osoby, które chcą wydać książkę  w takim sensie żeby zaistnieć, to myślę, że stanowią około połowy piszących z pragnienia wyrażania siebie. Tylko, że ta potrzeba wydania i zaistnienia często jest kompletnie nieuświadomioną potrzebą uznania. Bardzo często jest tak, że te osoby  pragną podziwu ze strony swoich rodziców, swoich dzieci, przyjaciół.  Dla nich wydanie książki staje się w ich pojęciu, jakimś jedynym możliwym narzędziem do zdobycia uznania. Ja czasami, bo nie zawsze jest do tego przestrzeń, rozmawiam o tym z klientem. Pytam czy naprawdę jest przekonany, że chodzi o wydanie książki, czy chodzi o zdobycie tego uznania, o ten moment, kiedy mama mówi, że jest z nas dumna. Wtedy warto sobie uświadomić, że może to w ogóle nie chodzi o tę książkę, tylko o tę chwilę, kiedy  przyjaciele popatrzą na ciebie i powiedzą „łał, napisałeś książkę, jesteś wspaniały”. To jest historia o podnoszeniu sobie poczucia własnej wartości, o takim myśleniu,  że jak napiszę książkę, to będę kimś lepszym. I czasem jest tak, że gdy ktoś sobie to uświadomi i zechce nad tym popracować, to widzi, że może sobie zapewnić poczucie wartości w inny sposób. Wtedy powstaje pytanie czy nadal chce wydać książkę czy nie. Czasami chce, czasami nie.

Czy czasem rodzi się frustracja, że nie można wydać swojej twórczości? Napisanie, a wydanie to dwie bardzo odległe rzeczy.

Oczywiście, że tak. Jedno z drugim, tak naprawdę, niewiele ma wspólnego. Jeśli ktoś podczas pracy indywidualnej, czy na warsztatach  mówi, że ma marzenie wydania książki, to opowiadam o tym jak działa rynek. Często dla wielu osób, to jest taki moment otrzeźwienia, moment kiedy zaczynają rozumieć, że napisanie książki i jej wydanie, to są dwie różne rzeczy. Jeśli ktoś marzy o wydaniu, to patrzymy bardziej rynkowo. Analizujemy czego potrzebuje rynek, jaką książkę trzeba napisać żeby  miała szanse na wydanie.

To chyba trochę odbiega od naturalnej potrzeby tworzenia?

Oczywiście, że odbiega, ale jeśli ktoś ma potrzebę napisania książki, która zostanie wydana, to trzeba tak patrzeć. Jeśli, na przykład posiadasz markę odzieżową, to możesz tworzyć ubrania takie jakie ci się podobają i ponosić ryzyko czy ktoś je kupi czy nie, a możesz patrzeć co jest modne i tworzyć takie, które mają dużą szansę się sprzedać. Można znaleźć złoty środek, czyli tworzyć ubrania, które mają szansę się sprzedać i jednocześnie podobają się tobie. Patrzenie przez pryzmat rynku nie oznacza, że trzeba produkować coś co uważasz za niefajne, że napiszesz książkę,  która jest wbrew tobie. Można znaleźć część wspólną.

A jakie są według Ciebie potrzeby współczesnego rynku wydawniczego?

Jak popatrzymy na to co się sprzedaje, jak wygląda  na przykład top lista Empiku,  to mam poczucie, że w tym momencie, niestety,  to czego chce rynek, to jest najczęściej literatura bardzo niskich lotów. Jest jasne, że szukamy dużych emocji w literaturze, która niekoniecznie ma jakiekolwiek wartości literackie, że sprzedaje się pornografia, sensacja, bardzo łatwe kryminały. Nie zawsze, bo oczywiście sprzedają się też dobre książki, ale to jest dość trudne. Wydawcy poszli taką ścieżką, że zdecydowali się nie kształtować rynku,  tylko podążać za masami, a gust i smak mas nie jest zbytnio wyrafinowany.

Może wydawnictwa nie powinny tak bardzo ulegać tym gustom?

Nie czuję się w roli osoby, która ma mówić jak być powinno.  Nie jestem wydawcą i kompletnie nie czuję, że powinnam mówić wydawcom co mają wydawać. Rozumiem powody, dla których wydawnictwa tak działają. To są firmy komercyjne, które chcą zarabiać jak najwięcej pieniędzy. Oczywiście jest trochę wydawnictw, które  mają swoje zasady i stawiają na jakość. Działa, na przykład, wspaniałe wydawnictwo Karakter wydające tylko książki, które uważa za wartościowe. Naszym wyborem jako czytelników jest wspieranie wydawnictw lub nie, które wydają książki wartościowe. Ja uważam, że fajnie jest wydawać książki ważne i dobre, więc takie kupuję. W ten sposób,  jako klient, mogę kształtować rynek.

Niektórym uczestnikom Twoich kursów udało się na tym rynku zaistnieć. 

Są tacy klienci, którzy pracowali ze mną i wydali książki. To nie są niesamowicie duże liczby. Po pierwsze, wydanie książki jest bardzo trudne. Po drugie, proces wydawniczy jest bardzo długi. Ostatni rok, dwa to jest okres, kiedy moja praca zaczyna przynosić owoce. Jeśli ktoś skończył  kurs trzy czy dwa lata temu, to musiał mieć czas by dokończyć książkę i znaleźć wydawcę. To nie jest branża, w której są efekty w ciągu kilku tygodni. Z tego co wiem, to wszystkie osoby, które skończyły moją Szkołę Pisania Powieści i skończyły swoją książkę, to albo już ją wydały, albo są w trakcie procesu szukania wydawcy.  Jeśli ktoś ukończył szkołę  i miał połowę książki, a potem zostawił temat i jej nie dokończył, to ja już nie mogę nic zrobić. Książki wydały już Kasia Kalista, Paulina Jóźwik, Iza Janiszewska, Agata Błachnio, Anna Cieślar czy Ania Płowiec, która  pracowała ze mną indywidualnie. Pośród moich klientów są też: Martyna  Skóra, której książka ukaże się we wrześniu, Ula Chylaszek, która jeszcze nie wydała, ale dużo publikuje czy Patrycja Borzęcka, która pisze z wielkim powodzeniem bloga podróżniczego.

Wśród nich są osoby z którymi pracowałaś indywidualnie oraz takie, które na przykład ukończyły Twoją Szkołę Pisania Powieści. Obecnie  rusza kolejna edycja tej szkoły.

Tak, od września rusza nabór do szkoły, a od października zaczynają się zajęcia. Szkoła jest stacjonarna, zajęcia odbywać się będą w Krakowie  i po raz pierwszy, poprowadzi  ją  jedna z moich trenerek – Marta Marecka. Stworzyłam program szkoły, poprowadziłam ją trzy razy, prowadziłam też kurs trzymiesięczny, który był prototypem szkoły i myślę, że czas na innych. Jest ze mną pięć trenerek pisania, które ukończyły moją Szkołę Trenerów Pisania i prowadzą kursy oraz warsztaty. Ja natomiast skupiam się na pracy indywidualnej z klientami i na kursach wyjazdowych. Czuję, że chcę się rozwijać i pragnę robić nowe rzeczy, kolejne. Te projekty, które stworzyłam i które uważam za dobre, chcę  przekazać innym, komuś  kto jest gotowy żeby je kontynuować.  Może Marta poprowadzi szkołę kilka razy i również ją komuś przekaże. Ja mam taki charakter, który jest błogosławieństwem albo przekleństwem, zależy jak na to spojrzeć, że ciągle potrzebuję nowych wyzwań, potrzebuję robić nowe rzeczy. W momencie, w którym coś już powtórzyłam kilka razy i to nie jest już dla mnie wyzwaniem,  nie chcę tego robić. Na różne rzeczy jest czas w życiu.

Może teraz jest czas na  Twoją twórczość?

Rok temu wydalam moją pierwszą książkę artystyczną Atlas Mojego Kosmosu, której zostały już tylko dwa egzemplarze. To jest ścieżka mojej twórczości w tym momencie, nie wiem jak ona będzie wyglądała dalej. Na razie, na pewno, jest to mocno związane z moją pracą, w takim sensie, że nie jestem w stanie napisać książki w momencie, kiedy pomagam pisać innym ludziom. Jeśli zajmuję się pomysłami innych, to w moim wnętrzu już nie ma miejsca na moje pomysły. Całą swoją kreatywność w tym zakresie przekazuję swoim klientom,  rozdaję im swoje pomysły, nie zostawiam sobie.  Atlas to jest zupełnie inna historia, to nie jest powieść, to nie jest historia narracyjna, to jest pozycja związana głównie  z moimi rysunkami.

Jaki masz odbiór tego atlasu, bo dla mnie on jest bardzo osobisty?

On jest bardzo osobisty, więc naturalnie tak jest odbierany. Ale, co ciekawe, dla wielu osób fakt, że to jest tak osobiste, sprawia, że jest trudne w odbiorze. To mnie bardzo dziwi i śmieszy jednocześnie. Żyjemy w czasach,  gdzie nie jest trudne, kiedy ktoś opowiada na facebooku, że rozwiódł się z mężem, ale jest trudne, gdy ktoś robi sztukę, która jest intymna. To jest dla mnie paradoks. Jest mi to bardzo ciężko zrozumieć, że  komuś jest trudno przyjąć moją sztukę dlatego, że mnie zna, że przychodzi do mnie na zajęcia, a moja sztuka jest intymna. Ale nie miałby żadnego problemu, gdybym na facebooku opowiadała jak kłócę się z mężem, co daje jeść mojemu dziecku, gdzie jadę na wakacje i jaką sobie kupuję bieliznę. Żyjemy w świecie, w którym mówienie o swojej prywatności i robienie sobie selfie w łóżku ze swoim chłopakiem jest ok, natomiast robienie sztuki, która jest bardzo osobista nie jest ok.

Dlaczego ten atlas ukazał się jedynie w nakładzie 71 egzemplarzy?

To nie jest komercyjna propozycja. To jest szalenie niszowe. Jakaś, nieznana szerzej, osoba wydaje sobie książkę, której produkcja jest szalenie droga. Ta pozycja jest ręcznie robiona i oprawiona w płócienną okładkę. Wysoka cena atlasu wynika z kosztów produkcji i jest od nich niższa. Jeśli więc  popatrzysz na to rynkowo, to postanowiłam sobie wyprodukować szalenie drogą książkę ze swoimi rysunkami, mimo że nie skończyłam ASP i pewnie nie umiem rysować. To jest bardzo niszowe i ja nie mam potrzeby, żeby takie nie było. W takiej twórczości realizuję się na ten moment. A czy kiedyś będę się realizować w innej formie,  np. napiszę książkę, powieść albo poradnik, nie wiem.  Żeby to zrobić musiałabym przestać pracować z ludźmi nad ich książkami. Na razie jednak wybieram ten rodzaj działania.

Czym jest dla Ciebie  praca z ludźmi nad ich twórczością ?

To jest praca, którą sobie wybrałam. To jest dzielenie się z ludźmi tym co mam, dzielenie się moją wiedzą, kreatywnością, moim spojrzeniem na świat, na literaturę.  Jeśli ktoś chce  z tego korzystać,  to jest bardzo miłe. Widzę moją rolę jako pewnego rodzaju przewodnika. Otwieram drzwi i od tej osoby zależy czy ona przez te drzwi przejdzie czy nie. To doskonale widać na warsztatach, kiedy jedni przechodzą i idą bardzo daleko, inni przechodzą, idą kawałeczek i wracają, a inni w ogóle nie przechodzą, tylko zaglądają. To się dzieje w zależności od bardzo różnych czynników, od tego, na ile ktoś jest gotowy, na ile jest odważny, na ile chce się uczyć. Ja tego w ogóle nie oceniam, bo myślę, że dla każdego jest inny moment na robienie różnych rzeczy. Ktoś jest gotowy, ktoś nie jest, natomiast ja widzę swoją rolę jako przewodnika, który wskazuje drogę, zabiera w jakiegoś rodzaju podróż i pokazuje, że można przejść przez te drzwi lub przez inne. Oczywiście w momencie, w którym  ktoś da się w tę podróż zabrać i odkrywa zupełnie nowe światy, to dla mnie to jest ogromna radość i satysfakcja, że mogłam komuś pomóc.

Otwierasz przed innym drzwi do świata pisania. Kto i jakie drzwi otworzył przed Tobą ?

W dużej mierze są to moi nauczyciele. To jest, na 100 procent, wspaniały  Adam Barley,  który jest cały czas moim nauczycielem i mam nadzieje, że to się nigdy nie skończy, mimo że ta moja droga bycia jego uczniem jest kręta i trudna. Na pewno takimi osobami, które były dla mnie bardzo  ważne są moje dwie terapeutki oraz osoby, do których pojechałam na warsztat terapeutyczny. Dobry terapeuta wywiera ogromny wpływ, to jest taka osoba, która podczas terapii otwiera wiele drzwi i tak było w moim przypadku. Bardzo istotni są dla mnie ludzie, których nigdy nie spotkałam osobiście, ale którzy mnie ukształtowali. To są nauczyciele duchowi, pisarze, których książki czytam. Na pewno taką ważną postacią jest Gabriel Roth, Krishnamurti, bardzo cenię profesora Barbaro. Na mojej ścieżce zawodowej ważną postacią była Karolina Macios, redaktorka, której byłam recenzentem. Karolina zlecała mi książki do czytania i opiniowania. Byłam  niedługo po studiach, a ona wprowadzała mnie w wydawniczy świat. Na pewno odegrała ogromną rolę w moim rozwoju zawodowym. Miałam też szczęście spotkać w życiu niesamowite osoby czyli moich przyjaciół. Na różnych etapach mojego życia  bardzo mi pomogli, otworzyli oczy na różne rzeczy. Na przykład  na samym początku, gdy zakładałam firmę, miałam starszą od siebie przyjaciółkę, która  miała doświadczenie w prowadzeniu swojego biznesu. Szalenie mnie wsparła w procesie pracy nad moim poczuciem wartości, ale też w procesie pracy nad moim myśleniem o finansach. Bardzo często wynosimy z naszych domów dużo przekonań na temat pieniędzy, które nas strasznie blokują. Tak też było w moim przypadku. Miałam szczęście, że ona stanęła na mojej drodze. Miała fantastyczne podejście do pieniędzy i bardzo mi  pomogła, wpłynęła na moje postrzeganie pracy i zarabiania pieniędzy. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Teraz to się odwróciło, ponieważ mam przyjaciółkę, która z kolei jest ode mnie młodsza i jest na początku swojego biznesu i to ja mogę ją wesprzeć. To jest dla mnie niesamowite, że coś dostajemy od świata, a potem możemy to komuś oddać. 

Jaki jest Twój stosunek do pracy i pieniędzy?

Dbam o to żeby nie pracować za dużo i nie narzekam na to, ile zarabiam. Gdybym pracowała np. pięć razy więcej, to zarabiałabym pięć razy tyle, ale nie mam takiej potrzeby. Nie potrzebuję więcej pieniędzy, nie potrzebuję sobie więcej kupować. Ludzie chcą mieć ciągle nowe rzeczy. Powody tego są bardzo różne, ale myślę, że głównie jest to nieuświadomiona kompensacja. Chcą mieć nowy samochód, ponieważ im się wydaje, że to podniesie ich status społeczny. Chcą mieć markowe ubrania, bo myślą, że będą dzięki temu atrakcyjniej wyglądać. Cały zachodni świat jest tak zbudowany, oparty jest na konsumpcji, z której zrezygnować jest na pewno bardzo trudno. Mam szczęście, że przeżyłam takie momenty w życiu, kiedy miałam bardzo mało pieniędzy i żyło mi się wtedy dobrze. Styl życia jaki sobie wybrałam nie generuje wielu potrzeb materialnych. Nie wszystkim to się podoba, że ktoś wypisał się z tego konsumpcyjnego wyścigu  szczurów, że wybrał wolność zamiast kredytu i dusznego mieszkania w wielkim mieście. U niektórych wzbudza to zazdrość.

Wszyscy przecież mamy prawo do swoich wyborów życiowych. Bardzo  dziękuję Ci za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.