Ksiądz Radek Rakowski – wikariusz w parafii pw. św. Stanisława Kostki w Poznaniu, duszpasterz akademicki i katecheta. Posiada ogromne umiejętności aktywizowania ludzi do pomagania innym. Zainicjował i przeprowadził szereg akcji społecznych i charytatywnych. O wielu z nich można przeczytać w książce Uczynki i działania, czyli kury na Madagaskar, stanowiącej zapis rozmów, które z księdzem Radkiem Rakowskim przeprowadził Paweł Cieliczko.
Na religii w szkole podstawowej mówiono nam, że kto wierzy, ten nie pyta, a jeśli ktoś nie wierzy, to znaczy, że nie zasłużył na łaskę wiary. Czy Ksiądz zgadza się z tymi słowami?
Nie, zupełnie się z tym nie zgadzam. Wiara łączy się z myśleniem, a jeśli człowiek myśli, to zadaje pytania oraz wątpi. Dlatego wierze człowieka myślącego, towarzyszy stawianie pytań i posiadanie wątpliwości. A z drugiej strony, wiara idzie w parze z zaufaniem. Ufam Panu Bogu, ponieważ odkrywam w Nim prawdę. Natomiast jeśli chodzi o łaskę wiary, to każdy tę łaskę dostaje, ale trzeba się na nią otworzyć.
A to otwarcie to już jest nasz wybór?
Tak, to jest wybór wolnego człowieka. Jeśli się otworzę to otrzymam wiarę, jeśli nie, to ją odrzucam i jej nie dostanę. To jest tak, jak z każdą miłością. Człowiek, który zamyka swoje serce nie potrafi kochać. Natomiast jeśli chce kochać, jeśli wychodzi z tą miłością i kocha drugiego, to jego życie zmienia się. Tak samo jest z wiarą. Trzeba otworzyć swoje serce na miłość Boga i miłość do Niego.
A Księdza serce zawsze było otwarte na Boga?
Tak, moi rodzice byli zawsze wierzący, ale niezbyt zaangażowani w życie Kościoła i w pracę dla dobra wspólnoty. Ja natomiast, od najmłodszych lat jestem blisko Pana Boga i staram się być mocno oddany życiu pełnemu wiary.
Decyzja o pójściu do seminarium wypłynęła właśnie z tego zaangażowania towarzyszącego Księdzu od dzieciństwa?
Postanowiłem, że będę księdzem, gdy miałem cztery lata. Rodzice zabrali mnie do kościoła, gdzie wszystko mnie zachwyciło. Ksiądz i to, co dookoła było tak piękne, że postanowiłem całkowicie poświęcić swoje życie Panu Bogu. Tak więc, zawsze chciałem być księdzem i nim zostałem.
Rodzice byli zadowoleni z tego wyboru?
Tak, bardzo. Zawsze wspierali nas we wszystkim, mnie i moją o trzy lata młodszą siostrę. Poświęcali nam mnóstwo czasu, byli gotowi do pomocy o każdej porze dnia i nocy. Nigdy nam nie utrudniali rozwoju, nie odmawiali finansów, robili dla nas wszystko co mogli. Myślę, że dzisiaj my, tym samym, odpłacamy się innym. Moja siostra ma męża i troje dzieci. Jest wspaniałą mamą, dużo pracującą i bardzo zaangażowaną. Ja odpłacam się zaangażowaniem swoim „dzieciom”.
Od momentu tej decyzji czterolatka, nie miał Ksiądz żadnych wątpliwości, jakiś innych pomysłów na życiową drogę?
Gdy byłem w liceum chciałem zostać prezydentem Polski. Zapisałem się do partii politycznej – Unii Wolności. Byłem aktywnym działaczem, ale szybko minęła ta fascynacja polityką i wróciłem do pomysłu życia dla Boga i bliźnich.
Wysoko Ksiądz mierzył. Ale jeśli nie prezydent Polski, to może biskup albo papież? Ma Ksiądz tego typu ambicje?
Nie, nie mam. W kościele jest tylko jedna ambicja – kochać i służyć drugiemu człowiekowi. To jaką formę przyjmie ta służba, to już zależy od Boga. Jeśli Pan Bóg daje łaskę bycia biskupem czy papieżem, to może można zrobić wtedy więcej, a może mniej, nigdy nie wiadomo, ale na pewno jest to inna forma służby. Zawsze trzeba mieć na uwadze i na myśli Boga oraz ludzi, którym się służy.
Czym jest dla Księdza spotkanie z Panem Bogiem?
Poznawaniem Go, ciągłym uczeniem się Go. W modlitwie nie skupiam się na swoich problemach, na tym żeby opowiedzieć Mu szybko o sobie i swoich kłopotach oraz poprosić o pomoc. Skupiam się na Nim. Patrzę na Tego, który dźwigał krzyż, który zmartwychwstał, który naucza, i zastanawiam się cały czas jak Mu pomóc. Patrzę na Niego, jak na człowieka cierpiącego i zadaję pytanie, co mogę zrobić żeby mu ulżyć. I to jest spotkanie. Tak samo jest, kiedy spotykam się z drugim człowiekiem. Wtedy również nie myślę o sobie, tylko o osobie, która jest przede mną. Zastanawiam się co zrobić żeby ona poczuła się wyjątkowo, żeby poczuła się lepiej, żeby jej życie zmieniło się na lepsze.
Cale duszpasterstwo jest takim spotkaniem?
Tak, to jest tylko to. Spotkanie z Bogiem i z drugim człowiekiem, bo Boga odkrywa się tylko w spotkaniu z człowiekiem. Ludzie nas z reguły denerwują, i z wiekiem ta irytacja jest chyba coraz większa. Dlatego ważne jest by przełamywać samego siebie, nie rezygnować z drugiego człowieka, cały czas wybaczać i ciągle zaczynać od nowa. Jeśli człowiek to potrafi, wtedy wiele zyskuje.
To nie jest takie proste.
Tak, dlatego Bóg nam pomaga, Kiedy człowiek zamyka się i żyje tylko dla siebie, to jego życie staje się coraz bardziej puste. Jeśli jesteśmy daleko od Pana Boga, to szybko się zniechęcamy. Kiedy natomiast jesteśmy blisko, to mamy silę żeby działać i kochać drugiego człowieka. Bez Boga bylibyśmy słabi i nie dawali rady. Jeśli On jest z nami, to dostajemy od Niego wiele mocy, bo On jest wszechmogący, On zmartwychwstał, w Nim jest tylko życie, nie ma zaś śmierci, ani upadku. Trzeba zdawać sobie sprawę, że gdy jesteśmy daleko od Boga, to nie mamy siły i cierpliwości do ludzi. Natomiast Jego bliskość daje nam wytrwałość by wybaczać i kochać.
Ci z nas, którzy żyją bez Boga nie mają tej siły?
Mogą ją znaleźć. Niektórzy znajdują ją, na przykład w jodze, przyrodzie, innych ludziach lub rzeczach. Ja nie znam innego sposobu, niż życie blisko Boga.
Znany jest Ksiądz z licznych akcji społecznych i charytatywnych. Wymienię tylko kilka: kury na Madagaskar, malowanie graffiti na blaszakach w Poznaniu, sztafeta św. Floriana, zbiórki na studnię w Sudanie czy pomoc dla uchodźców. Skąd jest w Księdzu potrzeba podejmowania tych wszystkich działań?
Człowiek jest w centrum mojego zainteresowania. Człowiek, któremu pomagamy i ten, który pomaga. Ten pierwszy dostaje realną pomoc, ten drugi ma szansę poczuć, że może zrobić coś dla innych, może pomóc tym, którzy są w gorszej sytuacji. Tylko człowiek się liczy. Wszystkie akcje nie mają dla mnie znaczenia, poza jednym. One mają uwydatnić piękno człowieka, jego talenty, umiejętności, jego spojrzenie na świat, wszystko to co jest w nas najpiękniejsze. Ten, który dostaje i ten, który daje ma stać się piękny. Akcja jest tylko formą, płaszczyzną, dzięki której ci ludzie mogą się spotkać.
Ksiądz na pewno ma świadomość, że ta ogromna aktywność jest dość niespotykana. Mógłby Ksiądz ograniczyć się do odprawiania mszy, dyżurów w kancelarii parafialnej i nauczania religii.
Wielu to wystarcza, ale mi nie. Pan Bóg daje mi wiele talentów, energii, siły i czasu. Jeśli mnie tym obdarza, to wstydem by było, gdybym tego nie wykorzystywał. Uważam, że trzeba pracować. Wstydzić się powinien ten, kto nic nie robi. Człowiek, który pracuje uszlachetnia siebie. Jeśli nie pracuje to znaczy, że jest pasożytem, marnotrawi czas, marnotrawi talenty, marnotrawi życie. Jeśli umiem grać na pianinie, mam grać, jeśli mam talent do budowania wspólnoty, muszę budować wspólnotę, jeśli mam talent do tego żeby służyć innym, mam to robić. Jeśli usiądę i chcę żeby mi służono, to znaczy, że nie rozumiem w ogóle Jezusa, że nie rozumiem ewangelii.
Jak udaje się Księdzu zachęcić ludzi do działania, pociągnąć ich za sobą?
Przede wszystkim, muszę wierzyć w sens tych wszystkich działań i umieć im tę wiarę przekazać. Muszę również sprawić by uwierzyli w to, że nie chcę ich wykorzystywać, ale wierzę w to, że oni dzięki tym działaniom stają się piękni, a ja chcę to piękno uwydatnić. Oczywiście część ludzi nigdy nie zrozumie o co mi chodzi, ale przecież nie wszyscy muszą się angażować. Ci, którzy mnie zrozumieli i działają ze mną, dostrzegają później, że ich życie nabiera zupełnie innego znaczenia.
Wśród nich jest wielu młodych ludzi. Czy łatwo dotrzeć do nich i zmobilizować ich do pomocy?
Bardzo łatwo. Niektórym wydaje się, że to jest trudne w dzisiejszych czasach, ale tak nie jest. Młodzież jest wspaniała. Wystarczy tylko dać im jakąś przestrzeń do aktywności i wtedy oni pracują. Chcą coś robić, chcą wykorzystywać możliwości by działać dla innych. Kluczem do sukcesu jest to, że ja wierzę w to wszystko co robię, mam do nich szacunek i miłość, a oni wiedzą, że nie wykorzystuję ich, ale podkreślam ich dobroć. Poza tym oni mają świadomość, że pragnę dla nich wszystkiego co najlepsze. Chciałbym żeby mieli możliwość zwiedzania świata, rozwoju i odwagę podejmowania decyzji. Ja stoję za nimi, jakby im się coś nie udało, to jestem. Ale niech ryzykują, niech żyją odważnie, zwiedzają, uczą się i rozwijają by ich życie było fascynujące. Powtarzam im, że całymi garściami bierzemy, ze wszystkiego korzystamy, ale nie grzeszymy.
W Księdzu jest silny pierwiastek społecznika. Jest również żyłka reformatora? Czy Księdzu nie podoba się coś w instytucji Kościoła? Chciałby Ksiądz coś zmienić?
Wszystko mi się nie podoba, ale nie mam wielkiej potrzeby żeby to zmieniać. Ja żyję po swojemu i robię swoje. Pan Bóg dał nam tyle pięknych możliwości, że można wiele wspaniałych rzeczy robić dookoła nas. Każdy człowiek kształtuje swoje życie, a nie cały świat determinuje go i wtłacza mu to, co ma robić. Każdy może tak wiele zmienić. Trzeba tylko pracować, a nie czekać z otwartą buzią na jakieś dary, na to, że coś spadnie z nieba. Trzeba służyć i pracować.
To kto ma zmieniać instytucję?
Zmieniać można tylko kochając drugich i służąc drugim. Świat tak próbuje zmieniać innych, że wciąż mówi im co mają robić. Rewolucje tak wyglądały, komuniści tak robili, że kazali robić ludziom określone rzeczy. Rewolucja niszczy człowieka, zabija go. Nigdy nie miałbym satysfakcji gdyby ludzie czynili cokolwiek pod przymusem. Cieszy mnie tylko działanie w wolności. W Kościele zmieniamy świat przez osobistą świętość. To ja naśladuję Pana Jezusa w Jego poświęceniu i Jego służbie i tylko w ten sposób mogę zmieniać świat na lepsze.
Czyli taka oddolna zmiana poprzez czynienie dobra i dawanie dobrego przykładu?
Tak, tylko w taki sposób powinniśmy postępować. Mamy pokusę, żeby mówić innym jak mają żyć. Chcemy zmieniać dzieci, rodziców, rząd. Ciągle mamy miliardy pomysłów dla innych na to, jak wszystko powinno funkcjonować. Zacznij pracować, zobaczysz, że wszystko nie jest takie łatwe, nabierzesz pokory i ducha służby. Pouczać każdy umie. Trzeba pracować. Trzeba działać na rzecz i dla dobra wspólnoty.
Dlaczego wspólnota jest taka ważna? Co powiedzieć człowiekowi, który nie chce być we wspólnocie? Temu, który nazywa siebie „wierzący, ale niepraktykujący”.
No cóż, to twój prywatny kościół, w który wierzysz, który jest dla ciebie ważny i akceptuję to, ale nie domagaj się od Kościoła katolickiego i wspólnoty, że ci pomogą. Jeśli będą chcieli coś dla ciebie zrobić, to w porządku, ale jeśli nie, to nie możesz się obrażać, bo nie praktykowałeś i nie byłeś z innymi. Poza tym we wspólnocie jest łatwiej. Są bracia i siostry, którzy potwierdzają moją drogę. Są święci, którzy szli tą drogą i udowodnili, że można żyć pięknie, żyjąc w taki sposób. Jeśli idziesz swoją drogą, to podejmujesz pewne ryzyko, może inni za Tobą pójdą, może nie, może to jest dobra droga, może nie. Ale do odważnych świat należy.
Może oni chcą być sami, nie mają potrzeby by inni za nimi szli?
Bardzo proszę. Tylko później proszę nie mieć pretensji, że skoro nie uczestniczę, to wspólnota mnie odrzuciła. Dzisiaj, niektórzy ludzie nie chcieliby ponosić żadnych kosztów, żadnych ofiar, nic nie robić, a korzystać ze wszystkiego. Jeśli wybierasz drogę w samotności, to żyj w samotności, jeśli drogę we wspólnocie, to pracuj dla wspólnoty. Kościół nieustanie zaprasza, ale ludzie nie powinni się w nieskończoność wahać. Nie można ciągle żyć dla siebie. W pewnym momencie kończy się inwestowanie w siebie i trzeba zacząć działać dla innych. Czekamy na ten moment, kochamy, akceptujemy i ciągle zapraszamy. Warto zaufać Bogu i ludziom we wspólnocie. Nie poddać się, ale zaufać i zmienić swoje życie na lepsze. I pracować dla dobra wspólnoty.
Wszyscy członkowie wspólnoty pracują na jej rzecz?
Powinni. Jedni dają ofiarę pieniężną, inni swoją pracę. Każdy powinien zadawać sobie pytanie czy wnosi coś do wspólnoty, czy tylko przychodzi i siedzi na mszy. Każdy musi zapytać siebie co może zrobić, na ile może sobie pozwolić. Jeśli nic nie robię, nie przynoszę kwiatów, nie czytam na mszy, nie sprzątam, to może mogę dać większą ofiarę albo zrobić coś innego. Ciągle powinniśmy się zastanawiać nad swoim udziałem we wspólnocie. To wygląda tak samo jak w rodzinie. Małe dzieci nie pracują, ale mają jakieś obowiązki. Gdy pracują dokładają się do czynszu czy do rachunków, ale zawsze robią coś dla rodziny.
Ale zdarza się również tak, że przez całe życie nic nie robimy i przychodzimy do Boga na łożu śmierci.
Bóg to wszystko ocenia. Mówi, że większa radość z jednego nawróconego niż z wielu sprawiedliwych. I tak jest, jeśli ktoś szczerze nawraca się na łożu śmierci, to spotka go taka sam nagroda jak tych, którzy sumiennie pracowali przez cale życie. Ale we wspólnocie nie pracujemy dla równości, tylko dlatego, że tego chcemy. Każdy żyje w swojej wolności, również ci, którzy nawrócą się na końcu życia.
A jeśli godzą się z Bogiem ze strachu?
Żal niedoskonały, ze strachu, to żal, który nie gładzi grzechów. Czyni to tylko żal doskonały, z miłości. Dlatego zawsze dążymy do tego, by wszystko robić z miłości, a nie dlatego że się boimy. Nie robimy czegoś bo lękamy się rodzica, tylko dlatego, że go kochamy i szanujemy.
Gdy człowiek kocha, to nie boi się?
Miłość uwalnia człowieka, ale może znowu pojawić się jakiś strach, ponieważ człowiek jak raz coś powie, to nie znaczy, że już zawsze będzie tak żył.
A Ksiądz boi się czegoś?
Boję się diabla, który może zabić we mnie życie wieczne. Niczego innego się nie boję , ani tego, który może mnie zabić, ani tego, przez którego mogę coś stracić. Boję się tylko diabła, który może mi zabrać życie wieczne.
Człowiek jest z gruntu dobry?
Ma w sobie ducha dobra, ale odbywa się w nim ciągła walka.
Ksiądz też ciągle walczy?
Tak, jest we mnie dobro i zło. Złość na ludzi, zniechęcenie, lenistwo, egoizm. Jestem bardzo niecierpliwy. Jeśli czegoś nie mogę zrobić od razu, szybko, to potem już mi się nie chce. Nieustanie muszę to wszystko w sobie pokonywać, żeby kochać, kochać i kochać. Wszystko co robię, robię ze względu na Jezusa, ponieważ chcę się Jemu podobać. Tylko i wyłącznie z tego powodu. Walczę w każdej minucie tylko po to, żeby podobać się Jezusowi.
Sporo wad Ksiądz sobie przypisał. A zalety?
Uśmiech. Mam w sobie dużo radości, chęci życia i miłości do drugiego człowieka.
Miłość do człowieka jest niezwykle ważna w drodze, którą Ksiądz wybrał. Trudna jest ta droga?
Nie, bardzo prosta. Pan Bóg mi błogosławi i zbyt wiele nie muszę w tym życiu robić, On wszystko robi za mnie.
A jakich ludzi Ksiądz spotyka na tej drodze? Którzy byli szczególnie ważni?
Wiele takich osób spotkałem. Pierwsza, to mój proboszcz Edmund Szymański, który był moją wielką inspiracją i który uczył mnie wszystkiego. Kolejną jest Jan Góra – twórca Ogólnopolskich Spotkań Młodzieży na Polach Lednickich. Dużą rolę w moim życiu odegrał również brat Roger z Taize – człowiek, który zainspirował mnie do duchowości. W sposób szczególny zapamiętałem, na przykład, spotkanie z Krzysztofem Pendereckim, które miało miejsce podczas wakacji w Czarnogórze. Każdego dnia spotykam istotnych dla mnie ludzi: artystów, profesorów, uczniów, studentów. To są wiele znaczące doświadczenia, które bardzo mi pomagają i dużo uczą. Chociażby dzisiejsze spotkanie. Byłem w kawiarni „Radość”, do której przyszły dwie aktorki, jedna z teatru muzycznego w Polsce, druga z takiegoż teatru w Niemczech. Zaczęły rozmawiać, tworzyć, śpiewać. Tyle emocji i inspiracji w jednym spotkaniu, to było coś cudownego.
Życzę Księdzu wielu wspaniałych spotkań i bardzo dziękuję za to, nasze.
Ja również dziękuję.