Duża tafla jeziora, zachodzące słońce ubierające ją w żółte i czerwone odcienie, intensywny zapach sosen. W takich okolicznościach przyrody spędzam ostatnio kilka dni na początku lata. Lubię przedsezonowy spokój, puste pomosty, wyludnione plaże i wszechobecną ciszę. Spaceruję i fotografuję. Moją uwagę przyciągają drewniane pomosty, łódki delikatnie falujące w szuwarach i samotne ławeczki, jakby wyrastające z wody. Wszystko to przywodzi mi na myśl mojego tatę, który zmarł kilka lat temu.
Czasem wydaje mi się, że widzę Jego palce wiążące żyłkę na haczyku, dłonie zarzucające wędkę na jezioro albo ramiona poruszające się rytmicznie z każdym, kolejnym ruchem wioseł. Był zapalonym wędkarzem. Pamiętam wspólne wakacje spędzane na Mazurach. Pamiętam Jego sylwetkę na pomoście, wyprawy drewnianymi łodziami, zapach smażonych ryb. Pamiętam dom pełen wędek, żyłek i spławików oraz ciągle nowe pomysły na zanęty i przynęty. Będąc dzieckiem nie mogłam pojąć tej pasji. Wstawanie skoro świt, by wypłynąć na jezioro wydawało mi się absurdalne. Siedzenie godzinami z wędką w dłoni i wpatrywanie się w spławik było dla mnie niebywale nudną formą spędzania czasu. Dziś postrzegam to zupełnie inaczej. Z upływem czasu zrozumiałam czego mój ojciec szukał w wędkowaniu. Na pewno potrzebował kontaktu z przyrodą i z pewnością oczekiwał udanych połowów. Ale myślę, że najważniejsze nie były dla Niego te wielkie okazy wyginające wędkę w łuk i napinające żyłkę do granic wytrzymałości, którymi można było pochwalić się przed kolegami. Czuję, że większe znaczenie miały chwile spędzone ze sobą i z naturą. Często był tylko On i szum trzcin, odgłosy żab i kaczek, dostojeństwo pływających łabędzi. Istotą był spokój, uwolnienie myśli, wsłuchanie się w siebie. Tata łapał ryby. Inni medytują, ćwiczą jogę, biegają, żeglują czy uprawiają wspinaczkę. Nikt nie musi tego argumentować, ani prosić o pozwolenie i oczekiwać akceptacji. Mimo podszeptów niektórych, nie musi spędzać czasu inaczej, produktywniej czy pracowiciej.
Co roku patrzę na pomosty, na których już nigdy nie stanie mój tata i na łodzie, którymi już nigdy nie wypłynie na jezioro. Tęsknię za Nim. Choć nigdy nie podzielałam jego zainteresowania wędkarstwem, cieszę się, że pokazał mi czym jest pasja. To ona sprawia, że chce się chcieć. To dla niej warto wstać przed świtem, zarwać całą noc czy trenować do bólu. To ona nadaje życiu koloryt, wzbudza pozytywne emocje, przynosi wytchnienie i satysfakcję. I to ona niesie powiew wolności oraz daje siłę samostanowienia o sobie.